CZYTAŁA KRYSTYNA CZUBÓWNA
Niczym film przyrodniczy jest komiks „Lucy. Nadzieja”. Cofamy się w nim do czasu naszych bardzo dalekich przodków.
Afryka. Dolina Afar w Etiopii. To tu w w 1974 roku zostaje odkryty liczacy 3,2 mln lat szkielet Lucy. Donald Johanson, Maurice Taieb, Yves Coppens i Tim White szkielet żeńskiego osobnika Australopithecus afarenis nazywają tak na cześć bohaterki utworu zespołu The Beatles. Z kolei w 1978 roku paleoantropolożka Mary Leakey na stanowisku archeologicznym Laetoli w Tanzanii odkrywa odciśnięte w tufie wulkanicznym przed 3,5 milionami lat ślady stóp dorosłego i dziecka.
Odkrycia te są punktem wyjścia do napisania komiksu o Lucy. Do opowiedzenia historii o tym - jak pisze scenarzysta Patrick Norbert - co zobaczyło wtedy dziecko, które nagle się odwróciło zaciekawione tym, co zadziało się za nim. Postanowił pokazać życie na sawannie widziane przez Lucy, jej dziecko i Adama. Przez postacie, z których pierwsza dopiero człowiekiem się stałe, zaś trzecia już człowiekiem się stała. Tak określa je w posłowiu do komiksu prof. Yves Coppens z College de France.
Album "Lucy. Nadzieja" nie jest dokładnym przełożeniem badań naukowych na język komiksu. To raczej wizja tego, co działo się w Afryce Wschodniej. To próba pokazania życia australopiteków. Ich zmagania się z zagrożeniami, radzenia sobie z codziennością. To próba pokazania ich walki o przetrwanie. A jednocześnie próba przedstawienia ewolucji jaka ma miejsce na afrykańskim kontynencie. Patrick Norbert pokazuje relacje pomiędzy poszczególnymi społecznościami. Wzajemne powiązania grup. Pokazuje odmienne patrzenie na przedmioty, na otaczającą sawannę, która też przecież żyje.
Życie to w realistycznych rysunkach "dokumentuje" Tanino Liberatione. Genialna okładka jest namiastką tego, co dostajemy od niego wewnątrz albumu. I powiem, że to spore zaskoczenie. Rysownik znany u nas z undergroundowego "Ranxeroxa" pokazuje zupełnie inny rodzaj rysunku. Wrecz fotograficzny. Dzięki temu całość czyta się i ogląda jak film przyrodniczy. Koniecznie z Krystyną Czubówną w roli lektorki.
Ciekawa propozycja komiksu paradokumentalnego. Na pewno nie dla tych, którzy wierzą w cudowne science fiction o świata stworzeniu. Albo w bociany przynoszące dzieci. Ewentualnie w to, że znajduje się je tak po prostu w kapuście.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
24.03.2023, 21:31 |