CHOUJIN LOST
Der Sturm umarmt die Flugmaschine Der Druck fällt schnell in der Kabine Ein dumpfes Grollen treibt die Nacht Panik schreit die Menschenfracht
Weiter, weiter ins Verderben Wir müssen leben bis wir sterben Und zum Herrgott fliegt das Kind Himmel nimm zurück den Wind
Bring uns unversehrt zu Erden
- Rammstein
Dwie dekady minie niedługo od powstania serialu „Lost: Zagubieni”. Wielki hit swego czasu, wciąż w sumie jeden z moich ulubionych seriali, choć bardziej, jako zlepek motywów podpatrzonych u Stephena Kinga, niż cokolwiek innego. Teraz, po latach, serial popadł już w pewne zapomnienie, niemniej wciąż gdzieś tam w świadomości odbiorców funkcjonuje. W mojej na pewno, więc pierwsze wrażenie po zapoznaniu się z blurbem tej mangi było takie, że ktoś tu się dużo „Losta” naoglądał. Lektura nieco to zweryfikowała, już tak lostowa nie jest, ale skojarzenia zostały. A ja bawiłem się naprawdę przyjemnie i chętnie jeszcze do tego świata wrócę.
Lot samolotem czasem kończy się tragicznie. Ten spotyka taki właśnie los, ale nic nie jest tu takie, jakim się wydaje. Coś stało się w powietrzu, do czegoś doszło w trakcie lotu – i to bynajmniej nie do niczego normalnego. Mówi się o niejakim Choujinie, ale o co tu właściwie chodzi?
Co więcej, z katastrofy cało wychodzi ponad dwieście osób. I to dosłownie cało, bez poważniejszych obrażeń! Happy End? Dopiero początek. I to początek dziwnych i niebezpiecznych wydarzeń…
Zacząłem od „Losta”, więc przy „Loście” chwilę zostanę. Bo co kojarzy mi się tu z tamtym serialem? A no zaczęło się przecież od katastrofy lotniczej, ludzie przeżyli, nie w takim stopniu, ale jednak, no i czarny dym. I były tajemnice bohaterów, podobnie jak tu. Różnice jednak są, to nie gra „The Forest”, która „Zagubionych” przypominała całkowicie już, ale jednak pewnych podobieństw nie dostrzec po prostu się nie dało. Co zadziałało całkiem przyjemnie, bo w końcu te dwie dekady temu fanem serii byłem, nawet od pewnego czasu noszę się z myślą odświeżenia, kolejnego już, ale na razie „Choujin X” stał się dla mnie taką wspominką i miło było.
No ale Ishidę to ja lubię. Miło wspominam „Tokyo Ghoul”, a „Choujin” sporo z tamtego dzieła w sobie ma. Zatem dostajemy taki horror akcji, tym razem bardziej tajemnica tu rządzi, niż ta akcja, jako taka przynajmniej na razie – ale mi to odpowiada jak najbardziej. Bo jest intrygująco, a nie ma chaosu. A całość to przyjemna zabawa horrorowo-fantatsycznymi motywami. Jak to się rozwinie, czas pokaże, ale na tym etapie opowieści jestem jak najbardziej na tak. Tym bardziej, że tym razem więcej tu szaleństwa, więcej prostoty i wszystko to podane jest z lekkim przymrużeniem oka.
I fajnie się to czyta, i fajnie ogląda, bo choć Ishida szafuje tu komputerowym wspomaganiem, przyjemnie mu to wychodzi. Nawet w tej jakby uproszczonej estetyce, jaką tu widzimy. Nastrojowa rzecz dla fanów: fanów autora, fanów gatunku. Mi osobiście podeszła.
|
autor recenzji:
wkp
10.02.2023, 06:18 |