DWANAŚCIE PRAC HERAKLESA
Zabicie lwa nemejskiego. Zabicie hydry lernejskiej. Schwytanie łani kerynejskiej. Schwytanie dzika erymantejskiego. Oczyszczenie stajni Augiasza. Przepędzenie ptaków stymfalijskich. Schwytanie byka kreteńskiego. Pojmanie klaczy Diomedesa. Zdobycie pasa Hipolity. Uprowadzenie trzody Geriona. Przyniesienie jabłek z ogrodu Hesperyd. I wreszcie Sprowadzenie Cerbera z Hadesu. Oto dwanaście prac Heraklesa, wokół których rozgrywają się fabułki najnowszego albumu serii „Mali bogowie”.
„Biedny Herakles” – brzmi jego tytuł. I rzeczywiście. Biedny jest ten mały chłopaczek, który próbuje ze wszystkich sił dowieść swego bohaterstwa. Mały chłopaczek, bowiem „Mali bogowie” to seria komiksowa opowiadająca o dzieciństwie przyszłych herosów z Olimpu. I to też seria, która ciągle śmieszy. A „Biedny Herakles” to już siódmy tomik, w którycm Christophe Cazenowe (scenariusz) i Philippe Larbier (rysunki) drwią sobie z mitologii starożytnych Greków. Drwili już sobie z Zeusa, drwili z Odyseusza, robili jaja z Posejdona. Teraz przyszedł czas na mityczne prace nie do zrealizowania. I trzeba przyznać, że to wyjątkowo sympatyczny temat do drwin. Do dwunastu pracy wystarczy podejść kreatywnie i z odpowiednim dystansem. I już mamy zgrabny, humorystyczny tomik.
Mnie osoboście śmieszy. A "Mali bogowie" są w moim prywatnym rankingu w czubie wydawanych obecnie przez Egmont serii humorystycznych. Dlatego cieszy też zapowiedź następnego już albumu. Tym razem mają to być przygody pod hasłem "Centaur by się uśmiał". A jaki jest centaur, każdy widzi...
autor recenzji:
Mamoń
22.03.2023, 21:02 |