STICH… RAZ JESZCZE?
Seria „Samuraj i Stich” to nie kanoniczna rzecz, dopełniająca filmy z serii „Lilo i Stitch”, a wariacja na temat tej samej opowieści. Tym razem kosmita zamiast trafić na Ziemię w naszych czasach, ląduje w feudalnej Japonii. I tak się teraz po japońsku, jako tako znaczy, błąka w tych czasach, w tym świecie. A my z tego jego błąkania mamy całkiem sporo przyjemnej zabawy. To tylko rozrywka, większych ambicji to to nie ma, niemniej czyta się lekko, szybko, przyjemnie i potrafią rozbroić. A i uroku, całkiem sporo zresztą, także posiada.
Meison spotkał Sticha, dał się zauroczyć kosmicznemu stworzeniu i zmienił się, a teraz, w wyniku działań ścigający h go osobników, traci pamięć i znów staje się złym samurajem. Czy więc ponowne spotkanie może coś zmienić? I dokąd to wszystko zaprowadzi naszych bohaterów?
Powrotu Egmontu do wydawania mang ciąg dalszy. Z jednej strony mamy kolejny tytuł w ofercie – „Star Wars. Wielka Republika” – z drugiej pojawiła się pierwsza kontynuacja serii już zaczętych, czyli właśnie ten tom. I ja się cieszę, że nie musieliśmy zbyt długo czekać, bo akurat jedynka do gustu mi przypadła. Nic to wybitnego, ale jako zabawna rozrywka na pół godzinki z tomikiem w ręku, sprawdziła się dobrze.
Bo w sumie na rynku mamy dużo serii mangowych. Ale czasem potrzeba jakiejś odskoczni, czegoś, co nie celując w żadne ambicje, pozwoli nieźle się zabawić. A to właśnie takie jest. Spotkałem sporo nieprzychylnych opinii o „Stichu”, ale… No nie wiem, mnie to kupuje. To taka rzecz, która kierowana jest bardziej do tych z mangą na co dzień niezaznajomionych, ale wcale nie tylko. Ja tam w mandze i anime siedzę w sumie tak długo, jak w komiksie amerykańskim, bo jeszcze zanim ten boom na „chińskie bajki” wybuchł na naszym rynku, a kiedy już eksplodował w połowie lat 90., to już siedziałem w nim na całego. No i siedzę nadal, wciągając tego po kilkanaście, a bywa, że i kilkadziesiąt tomików miesięcznie i taki „Stich” do mnie trafił.
Bo ma urok. To taka manga bez większych ambicji, ale za to bawiąca. Bywa słodka i rozbrajająca, bywa też pełna akcja. To coś, jak te historie o kotach czy innych zwierzakach, których na rynku sporo. Z tym, że tu takim zajmuje się twardziel no i przy nim mięknie. I śmieszne z tego wychodzi, i fajnie jest. I może nie ma ambicji, ale zabawy, jakiej dostarcza, zignorować się nie da. A i bardzo przyjemnie to wszystko wygląda od strony graficznej, nawet jeśli komputerowego wspomagania tu masa i mogłoby być go mniej.
Więc ja tam polecam, jeśli lubicie takie historie z urokiem. Coś co rozczulić potrafi i miło wchodzi. Niezobowiązująca, ale przyjemna rzecz.
|
autor recenzji:
wkp
03.05.2023, 05:46 |