Komiks Bernarda „Coseya” Cosendai „W poszukiwaniu Piotrusia Pana” to miła, prawie godzinna (jeśli kontempluje się alpejskie krajobrazy) lektura na chłodny (za oknem) wieczór.
Podskubując ulubione ciasteczka w czekoladzie spędziłem wyśmienicie czas, niespiesznie zapoznając się z przygodą młodego bohatera, który wybrał się do „zimnej krainy”, by znaleźć wenę twórczą a także poznać miejsce związane z życiem i śmiercią ukochanego, choć przyrodniego, brata - Dragana. Autor przeplata rozdziały swojej graficznej powieści cytatami z „Piotrusia Pana” co w pewien sposób ociepla całą historię a obraz zimnych gór nie wnika tak głęboko w wyobraźnię.
Główny bohater, angielski pisarz serbskiego pochodzenia, Melvien Woodworth niekoniecznie odnajduje w zapomnianej alpejskiej wiosce upragnione twórcze inspiracje związane z koniecznością napisania kolejnej książki. Nie przejmuje się tym jednak zbyt mocno i nawet ponaglająca korespondencja z Londynu nie są w stanie wyrwać go z objęć zbliżającej się przygody.
Autor komiksu powoli wprowadza nas w pewien trans. Możemy jedynie nieśmiało domyślać się co też może się wydarzyć. Stajemy się bohaterem i liczymy, że za chwilę zagadka zostanie rozwiązana. Ale nie staje się to na następnej stronie. Cosey potrafi wprowadzić klimat łagodnego oczekiwania na ciąg dalszy uspokajając nas realistycznymi obrazami alpejskiego, zimowego krajobrazu i humorem „łatając” niespełnione oczekiwania na konkretne wydarzenie, które sobie wyobrażaliśmy na kolejnej karcie komiksu. Kiedy jednak wydawałoby się, że zaczyna być już zbyt spokojnie... akcja nabiera rozpędu! Kawałki układanki zaczynają do siebie pasować, tajemnice zaczynają się wyjaśniać, ale koniec opowieści nadal nie jest na tyle klarowny, by można było spokojnie odłożyć tę pozycję „do następnego razu” – ciekawość ostatecznego rozwiązania jest silniejsza i każe nam doczytać historię do końca… I powiem, że warto.
Melvien Woodworth, młody pisarz odnajduje zupełnie nieznaną prawdę o swoim przyrodnim bracie. Prawdę, która przypieczętowuje a nawet wzmaga miłość i dumę, jaką do tej pory wiązał z Draganem. To jednak jest tylko jeden z kawałków składających się na fabułę tego komiksu. Do tego fragmentu zaczynają pasować inne i choć powoli, doprowadzają do szczęśliwego zakończenia - postacie z dwóch odległych od siebie światów, „łączą się” a Casey spokojnie i z czystym sumieniem może zakończyć swoją opowieść słowami: „i żyli długo i szczęśliwie”.
Szczerze polecam „W poszukiwaniu Piotrusia Pana”. Komiks niebywale spokojny, lecz ciekawy i nietuzinkowy. Obawiam się jednak, że wymaga czytelnika w określonym wieku...
autor recenzji:
Warlock
15.09.2009, 20:27 |