BOHATERSKI KONIEC
Kończy się właśnie jedna z tych serii, których naprawdę mocno będzie mi brakowało. Bo o ile z bohaterami „My Hero Academii” jakoś się nie zżyłem, to już z tymi z jej spin-offa jak najbardziej. A teraz koniec, wielki finał, piętnasty tomik i więcej nie będzie. No i szkoda tak jakoś, ale z drugiej strony przecież cieszyć też jest się z czego. Choćby z tego, że ta seria powstała. Że do końca trzymała świetny poziom. No i że udało jej się bardzo fajnie wszystko pospinać, domknąć, dopowiedzieć i zostawić nas usatysfakcjonowanymi, ale i pełnymi niedosytu.
Walka Crawlera trwa! Co ma zrobić w sytuacji, w jakiej się znalazł? Jak sobie poradzić? Czy sięgnąć po moc, jakiej miał już nie używać? A może liczyć na pojawienie się pomocy? Gdy kryzys w Naruhacie jest coraz bliższy zakończenia, wydarzyć może się dosłownie wszystko!
Kiedy zaczynałem, trochę rozdarty byłem. Pierwsze tomiki tej serii jakoś nie kupiły mnie od razu – nie tak, bym się nimi zachwycał, chociaż czytało się je dobrze. Bo wolałem rysunki w głównej serii, akcja też tam była szybsza. Ale wynikało to z tego, że po prostu spodziewałem się czegoś innego. Ale dostałem więcej, niż sądziłem. A co konkretnie? A choćby lepiej skrojone niż w głównej serii postacie, fajną akcję, dużo komiksowych nawiązań, zabaw konwencją i w konwencję się wpasowywania. I mnie to kupuje do dziś.
Jest tu z czego się pośmiać, i poemocjonować też jest się co. Wątek obyczajowy dobrze zarysowany, wątek romantyczny – w odróżnieniu od „MHA” – nie został porzucony i swoje robił. A akcja okazała się konkretna, wciągająca, szybka, dynamiczna… No kawał dobrego shounenowego bitewniaka, który gatunkowo sprawdza się znakomicie. I wcale nie potrzebuje epatowania erotyką, by przykuć czytelniczą uwagę. No i pod paroma względami przebija swój pierwowzór, bo jednak lepszy jest tu rys charakterologiczny postaci. No i trochę dojrzalsze to, niż „Akademia”, a jednocześnie zachowujące spójność.
No i graficznie rzecz jest przyjemna. Nie jest to poziom „MHA”, tu wszystko jest prostsze, z mniejszą ilością detali – za to większym udziałem czerni – niemniej nie jest ti też coś, co by zawiodło czy rozczarowało. Ma swój odmienny urok, inny nieco klimat, ale daje radę. I zapewnia wrażenia, jakich oczekujemy, jakich chcemy i na jakie liczymy.
Więc szkoda, że to już koniec. Ale fajnie było, przyjemnie i pewnie jeszcze do tej serii wrócę. Bo na pewno w końcu do niej zatęsknię. No i o to chodzi w dobrych opowieściach, rozrywkowych także.
|
autor recenzji:
wkp
17.04.2023, 06:22 |