SIOSTRZANE SNY
Nowy album „Sisters” pojawił się na rynku. trochę mu się zeszło, ale w końcu jest. i chociaż to już siedemnasty tomik serii (głównej, bo przecież mieliśmy jeszcze „Supersisters”), formuła nadal się nie wyczerpała, a zabawa jak zwykle jest znakomita. I chociaż nie wszystkie serie tych autorów przetrwały u mnie próbę czasu i obcowania z nimi, przygody dwóch zakręconych sióstr i otaczających ich ludzi jak zwykle dostarczyły mi przyjemności, na jaką liczyłem. I znów mam ochotę na więcej.
Siostry wracają! No i Wendy pewnego dnia też wraca – znaczy wraca do domu, jak zawsze, ale tym razem z czymś więcej, bo indiańskim łapaczem snów. W efekcie Marine dochodzi do wniosku, że to może być dobra okazja, by pozbyć się koszmarów, a zostawić tylko te dobre senne marzenia i zaczyna o to starania!
To, jak zawsze, oczywiście nie wszystko, co czeka na Was w tym tomie, ale każdy, kto czytał wcześniejsze albumy z tej serii, wie o tym doskonale. A cała reszta… cóż, zawsze może to nadrobić, a warto. No i nie martwcie się, nie jest ważne, od której części zacznie – każdą można czytać samodzielnie, wszystkie trzymają ten sam poziom, a na dodatek składają się z krótkich, jednostronicowych zabawnych opowieści, które łączą właściwie tylko główne bohaterki. Więc strat żadnych nie poniesiecie. Ot tyle, jeśli chodzi o formalności. Cała reszta?
No cóż, seria bazuje na prostym, ale trafiony, familijnym humorze i zwyczajnych sytuacjach wyniesionych często do rangi superbohaterskich wyczynów. Dla dojrzalszych czytelników autorzy przygotowali wiele smaczków w tle – mnóstwo popkulturowych nawiązań, easter eggów i puszczania oka. Dla tych młodszych jest cała reszta, od znajomego zmagania się międzypokoleniowego, po problemy w domu, szkole itp. Przesadzone to, w krzywym zwierciadle, ale celne, udane i świetnie wchodzące każdemu, niezależnie od wieku.
No a ilustracje? „Sisters” to połączenie cartoonowej prostoty w prezentacji bohaterek i realistycznych, oddanych z detalami, chociaż też uproszczonych plenerów. Pod tym względem ta francuska seria przypomina nieco mangi, ale ma też bardzo dużo z klasyki humorystycznego komiksu europejskiego, szczególnie takich serii jak „Kid Paddle” czy „Titeuf”. Masa uroku zatem, masa cartoonowości i barw cała feeria. Ale z gustem, smakiem i w dobrym stylu.
Więc fajna rzecz dla całej rodziny. Jedna z najlepszych, jeśli chodzi o współczesny europejski komiks środka. I tyle w temacie.
|
autor recenzji:
wkp
01.07.2023, 06:09 |