CEL: SEN
Dziewiąty i przedostatni tom „Sandmana” to trochę, jakby zmęczenie materiału. Przynajmniej graficznie, bo o ile fabularnie album trzyma poziom, o tyle rysunki – a raczej nadmiar cartoonowych prac – już jakoś zaliczają mocny spadek. Ale mimo iż tym razem ulatnia się gdzieś sporo klimatu serii, który zawsze najmocniej z tego wszystkiego ceniłem, nadal dobrze się to czyta. I nadal mam ochotę na więcej – i na ten wielki finał w kolejnym albumie.
Erynie, Eumenidy, Furie – to tylko kilka z wielu nazw Pań Łaskawych, symbolu zemsty. Kiedy więc syn Luty Hall ginie, kobieta właśnie do nich zwraca się o pomoc, w efekcie czego celem Pań Łaskawych staje się sam Sen! Jak może skończyć się coś takiego?
W tym albumie czuje się, że finał jest już bliski. Gaiman bierze się bowiem i domyka sporo wątków. Wracając do wydarzeń z poprzednich tomów – głównie z „Domu lalki” i „Ulotnych żyć”, ale nie tylko – rozwija to wszystko, ale jednocześnie, jak zawsze, robi tak, by dało się to czytać bez znajomości poprzedników. Acz wiadomo, najlepiej bawić się będą fani serii, bo z każdym tomem wszystko przeplata się i domyka coraz bardziej, wzajemnie dopełniając czy wracając do pamiętanych (albo nie, bo Gaiman lubi sięgać po drobiazgi, na które nie zawsze zwraca się uwagę) momentów lub postaci.
No i fabularnie fajnie jest, bardzo przyjemnie literacko rozpisane, z udanymi dialogami i bardzo przyjemnym, lekkim klimatem gdzieś na styku fantastyki i baśni (choć mogłoby być więcej horroru, bo ta seria od początku niby idzie horrorowymi ścieżkami, ale grozy jako takiej unika całkowicie). Jednocześnie dobrze wnika w stronę obyczajową, serwuje też udaną psychologię postaci i nawet jeśli nie ma naprawdę mocnych, dających przez łeb czy skłaniających do myślenia momentów, na emocjach też zagrać potrafi.
I tak to sobie zmierza do finału, niby wielkie wydarzenia, a jednak powoli, niespiesznie. No i mi to odpowiada, gdy tak fajnie w tematy wnika, jak tu. Szkoda tylko, że tym razem szata graficzna to jednak już nie to. W poprzednich tomach cartoonowe, niczym z dziecięcych komiksów prace też były, ale raczej jako przerywniki, dodatki, niż siła nośna całości. a teraz przerywaniami stały się te lepsze, bardziej dopracowane ilustracje, podczas gdy te grubo ciosane, kanciaste, dominują. No i nie powala to na kolana, bo seria zawsze urzekała mnie klasycznymi, realistycznymi i dopracowanymi ilustracjami, a tu taki spadek formy. No ale nie jest też źle, zębami nie zgrzytam, acz już nie oglądam tego z taka przyjemnością, jak wcześniej.
Nadal jednak dobry tom dobrej serii. i dobre domknięcie paru spraw i kwestii. Więc nadal warto. I warto czekać na ostatni tom – będzie jeszcze w tym roku.
|
autor recenzji:
wkp
28.07.2023, 06:17 |