VENOM I VIRUS
„Król w czerni” zbliża się wielkimi krokami. Jeszcze w tym roku będzie. Wielki venomowy event, który będzie miał wpływ na wiele serii i całe uniwersum – ot pierwsze aż tak gigantyczne wydarzenie z kimś ze świata Spider-Mana (nie liczę „Dark Reign”, bo to trudno nazwać mianem jednego, konkretnego eventu, skoro działo się w wyniku eventów i pomiędzy eventami). I po prostu kolejna epicka rozrywka, tym razem naprawdę dobra. No ale to dopiero przed nami, a teraz mamy ten tom, pomost między poprzednim wydarzeniem „Rzeź absolutna”, a „Królem” właśnie. I fajnie jest, fajnie się to wszystko rozwija, rozkręca i wprowadza do tego, co dalej, klimat też ma i nawet, jeśli kilka scen to taka trochę sieczka i absurd, całość jest naprawdę przyjemną rozrywką.
Po walce z Carnage’em Eddie musi uporać się z symbiotycznym skażeniem Wyspy Kości. Nie wie jednak, co tam na niego czeka, a na pewno nie jest na to gotowy. A tu jeszcze na scenę wkracza niejaki Virus!
Na naszym rynku regularnie mamy dwie pajęcze serie od Marvel Fresh. Pierwsza to, oczywiście, „Amazing Spider-Man” Spencera, czyli przeciętniak i spory zawód, który wciąż powtarza wszystko, co już była. Druga to, też wiadomo, „Venom” no i tu okazało się być bardzo dobrze, z pomysłem i chęcią ostatecznego naprostowania tematyki pochodzenia symbiontów. Bo z tymi symbiontami to było tak, że najpierw to niby kosmiczny kostium, potem kosmiczny byt, potem, że to cała pasożytnicza, mordercza rasa, a jeszcze później, że jednak to rasa spokojna, pokojowa i w ogóle, tylko źle akurat wypadało i wszyscy myśleli inaczej. A teraz znów wracamy do tej ich morderczej strony, a nawet idziemy dalej, no ale sami to wszystko sobie z serii wyczytacie, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.
Fabularnie to akcyjniak, ale idący w klimaty horroru. Jest mroczniej, niż zazwyczaj, Cates sporo skupia się na bohaterach i relacjach między nimi, to też często siła sprawcza wielu wydarzeń. A całość przypomina trochę komiksy z mrocznej ery lat 90., gdzie eksplorowano podobną tematykę i do wszystkiego podchodzono w podobny sposób. Jednocześnie dostajemy tu porcję nawiązań do eventu „Empireum”. Więc widać od razu, że epicko bywa, ale tak naprawdę to ma tylko zaostrzyć apetyt na to, co nadciąga i już za miesiąc pojawi się na sklepowych półkach. Fajnie więc, że nie będziemy musieli za długo czekać i fajnie, że mamy ten tom, bo udany, treściwy, nastrojowy i solidnej grubości jest.
No i dobrze zilustrowany. Fajna ekipa, która czuje temat i czuje klimaty takie, a przy okazji potrafi to uchwycić i oddać, robi robotę. Wygląda to mrocznie, widowiskowo i w ogóle wpada w oko. No po prostu dobre, na poziomie i warte poznania. Głównie dla fanów Pajęczaka, wiadomo, ale nie tylko. No i jest to zdecydowanie lepsze od tego Pajęczaka z ostatnich lat i to też warto mieć na uwadze.
|
autor recenzji:
wkp
28.09.2023, 12:56 |