ODNALEŹĆ WŁADCĘ
Jest czwarty tom „Czarodziei i ich dziejów”, czyli takiego kaczo-myszego fantasy. Ostatni? Przedostatni? Czas i zapowiedzi pokażą, na razie jednak to pewien koniec, bo tu kończą się komiksy tworzone przez duet Venerus-Marini. Jednocześnie nie mamy tu opowieści, która byłaby podzielona na części i wymagała czekania na tom kolejny, bo wszystko składa się z krótszych i dłuższych, zamkniętych historii.
Co tym razem czeka na Mikiego i Magów? Istnieje przepowiednia o władcy, który ma zjednoczyć wszystkie ludy i zdobyć wielką moc. Ale najpierw trzeba go odnaleźć, a kto to może zrobić lepiej, jak nie dzielna mysz i jego kompania? Czeka jednak na nich wiele problemów, niebezpieczeństw i przygód. A to przecież zaledwie początek!
Więc jak i poprzednio, tak i tym razem nie mamy jednej, długiej opowieści, a kilka krótszych, co nie zmienia faktu, że i tak wszystko tu pozostało takie samo, jak w tomach wcześniejszych. W skrócie? Akcja, przygody, humor, magia, niezwykłości szybkie tempo, przesłanie, puszczanie oka do czytelników z klasyką fantasy obeznanych, wszystko to sprawia, że dostajemy niezły komiks familijny. Bardzo ładnie w swej prostocie narysowany, kolorowy i miły zarówno dla oka, jak i po porostu w odbiorze.
No, ale wiadomo, to nie ten poziom, co komiksy Rosy czy Barksa. Przywykliśmy, że jeśli coś disnejowskie jest lepiej wydane, to jest to też coś nietypowego, wyższej jakości, a tu jednak jest typowo. Fabularnie to ten sam schemat powielany z części na część. Coś tam trzeba znaleźć, coś zdobyć i tak rozdział po rozdziale na drodze do konkretnego celu. To taka historia, gdy wystarczy przeczytać jedną część i można już czuć się, jakby przeczytało się wszystkie. Zarzut? W pewnym sensie, ale przecież lubimy wracać do tego, co znamy i cenimy i jeśli podobało się dotąd, teraz też nikogo nie zawiedzenie. Po prostu trzeba to lubić. I lubić takie historie, jak te drukowane masowo w „Gigantach” bo z takimi mamy tu do czynienia.
A skoro już o tym wydaniu wspomniałem to tak, to naprawdę super jest. Z jednej strony mamy solidną ilość stron, papier kredowy i twardą oprawę, z drugiej tomik ma format typowego „Giganta”, a zatem jest niewielki. Ale dla mnie nie trzeba tu niczego większego. Wszystko jest czytelne, wyraźne i przyjemne, a w takiej formie bardziej przypomina powieść w twardej okładce, niż komiks, co jakoś pasuje mi do gatunku fantasy. Bo ładnie to wygląda, kolorowo, w sam raz dla młodych, ale i ma w sobie coś, co i dorosłemu w oko wpadnie.
Po prostu kolejna udana rzecz dla miłośników disnejowskich Kaczek i Myszy. A i fani fantasy w familijnym ujęciu nie będą zawiedzeni. Sporo, szybko, z urokiem i w ładnym wydaniu.
|
autor recenzji:
wkp
30.09.2023, 06:19 |