WIELKA SZANSA
Tak się składało, że dłuższy czas omijał mnie ten tomik „ParaKiss”. No ale w końcu dorwałem go, bo przecież darować sobie nie mogłem i jak zawsze zadowolony jestem. Raz, że to kolejna seria sprzed lat, która potwierdza, że takich mang po prostu już się nie robi, dwa, że niezależnie jak na nią patrząc i podchodząc, nie da się nie docenić tytułu. Bo niby to nic takiego, niby takie zwyczajne i w ogóle – choć wcale nie do końca – a jednak jest w „Paradise Kiss” coś, co jakoś mnie rusza, trafia do mnie i urzeka fabularnie i graficznie.
W życiu bohaterów się dzieje. Zbliża się czas wielkiego pokazu, wielka szansa dla Yukari i… No jak wiadomo wszystko musi iść nie tak, wszystko kręci się i komplikuje i może dojść do tego, że wydarzenie nawet się nie odbędzie…
„ParaKiss” to seria, gdzie to co codzienne spotyka się z metatekstualnym, samoświadomym absurdem, jak to co delikatne, łagodne i nastoletnie spotyka się z tym, co ostrzejsze, mocniejsze i już do dorosłych bardziej skierowane. I to wszystko jest siłą tej serii. Takie balansowanie na granicy dojrzałości w opowiadaniu o młodych postaciach, z jednoczesnym bawieniem się tym wszystkim tak, że nie tylko burzy czwartą ścianę, ale i wymyka się jednoznacznemu skategoryzowaniu. Okej, podstawowa rzecz to obyczajowa historia o realizowaniu marzeń i miłości – te dwa wątki są tak wymiksowane ze sobą, że nie będę nawet mówił, iż to romans przede wszystkim – a niemal na równi z nimi jest cała ta modowa otoczka, bardziej wyraźna w szacie graficznej, niż w treści jako takiej, bo to jednak te zawirowania życiowe zajmuje główne tory opowieści (choć mody teraz więcej akurat) i dobrze, bo to naprawdę robi robotę.
No i dlatego ja, człowiek, który za tematyką modową nie przepada, tak bardzo uwielbiam „ParaKiss”. Bo ja to romantyk, a tu o miłości i to dużo, skoro nie jedna para tu sobie romansuje. I w przypadku różnych bohaterów ta miłość inaczej wygląda. Ale zawsze jest tu to, co z nią się mocno wiąże, a zatem i uczucia, bez których się nie obejdzie, i cielesność, bez której wszystko byłoby niepełne. A że to życiowa manga to i bez kłopotów też niepełnie by było, więc tych nie brakuje. Coś się sypie, coś się wali, ciągle coś idzie nie tak i dużo w tym niepewności. W tej miłości zresztą też lukrowo i kolorowo nie jest. i właśnie to, że przy tej mandze mogę się pośmiać, ale i powkurzać tak sobie cenię.
Graficznie? Jak już pisałem kiedyś, gęsto jest na kadrach, bogato, prosto, ale nastrojowo. Autorka nie boi się czerni, nie boi się zapełniania stron wszystkimi tymi drobiazgami i ekspresji też nie unika. Moda jest tu wyrazista i naprawdę dobrze rozplanowana, postacie charakterne – widać to w ich stylu, ale i w samej opowieści też wyraźnie się to dobija – i ogólnie charakter ma całość. I to się ceni.
Warto więc. I żal, że to już prawie koniec, bo jeszcze tylko jeden tomik i przyjdzie się pora żegnać. Ale fajnie, że rzecz została wznowiona
|
autor recenzji:
wkp
06.11.2023, 05:34 |