STONE’D NA KSIĘŻYC
„Dr. Stone” trwa. Trwają też te jego iście pirackie klimaty i tak na fali popularności „One Piece’em” w ostatnim czasie właśnie z tą mangą mi się to skojarzyło. Bywa. Ale nadal to jedna stary dobry „Stone”. Wszystko, co w nim lubimy (albo nie lubimy, zależy od czytelnika) i czego chcą fani serii. A że jeszcze bliżej jesteśmy finału, to wiadomo, na całego. I absurdalnie też tu jest na całego, acz w tym absurdzie tkwi cała masa wiedzy, może przegiętej, przesadzonej i podane w wyolbrzymionej formie, ale jednak wiedzy.
Senku i reszta starają się dotrzeć na Księżyc. Najpierw jednak muszą zbudować komputer, by lądowanie się udało. I tu niezbędna jest pomoc Saia i Ryusuia. Ale czy taki wyczyn w ogóle jest możliwy?
To już dwudziesty czwarty tom, można myśleć, że o bohaterach wiemy już wszystko, a tu jeszcze jakiś as w rękawie został. I fajnie, serio, bardzo dobrze to wypada, nic nie psuje i coś wnosi. I leci przed siebie to wszystko, łapie wiatr konkretnej akcji w żagle i bawi się różnymi rzeczami. Dużo w tym tomie jest tych naukowych odkryć i coraz to bardzie absurdalnych tworów bohaterów.
W detale wnikać nie będę, bo to wszystko najlepiej po prostu usiąść i przeczytać samemu. Odkryć, co odkrywają bohaterowie i co z tego wynika. Trochę bym chciał napisać tu o wynalazkach, do jakich przykładają rękę, ale… No właśnie, w tym świecie te kolejne dokonania są równie dużą atrakcją, jak w innych bitewniakach techniki czy przemiany. I wiadomo o technikach i przemianach mówić się chce, chce dyskutować, ale to już najlepiej zawsze za jakiś czas, gdy wszyscy chętni dowiedzą się co i jak. Więc i o tym czas będzie pogadać. Dlatego zdradzać zbyt wiele nie będę, no ale w tym tomie sporo na Was czeka takich atrakcji.
I tak to sobie leci. Płynie właściwie, z wiatrem, przed siebie, już coraz bliżej brzegu lądu, do którego zmierza. A wraz z tym wszystkim leci akcja, dynamika, dużo pięknych dziewczyn i odrobina łagodnej erotyki. Oczywiście na tym etapie to już niemal sam dramatyzm, żadne śmiechy, chichy, ale lekkości rzecz nie zatraciła, a i o klimacie pamięta, więc nadal jest się w co wczuć i na czym zawiesić oko, choć wiadomo, rysownik specyficzny jest.
No bo Boichi to znakomity mangaka, który nawet w swoich bardziej uproszczonych graficznie pracach stara się upchnąć jak najwięcej detali, ale jednak osobliwy. Nie żałuje nam realizmu, ale przede wszystkim oferuje bardzo ekspresyjne podejście do kształtów czy proporcji. Ale ma to swój urok. I urok ma ta seria, ten tom. Nadal fajnie się to czyta i czego chcieć więcej.
|
autor recenzji:
wkp
06.10.2023, 06:25 |