CHOUJIN-BESTIA
Piąty tomik „Choujina X” i ta okładeczka. No nie tylko najlepsza i najbardziej nastrojowa z dotychczasowych, ale i ze wszystkich tomików dotąd wydanych. Lubię taki klimacik i w ogóle jakoś to ma swój urok. Ale przecież nie o okładce będę tu gadał – wiadomo, książki i komiksu po okładce się nie ocenia i chociaż akurat z tym się nie zgadzam, cóż, są ważniejsze rzeczy do omawiania – a treści. a ta nadal jest bardzo udana, nieprzeciągnięta, pełna akcja, ale i tego specyficznego humoru, który w tym wszystkim chyba najbardziej sobie cenię.
Tokio rusza na Wyspę Bestii. Wiadomo, chce zostań strażnikiem Yamatomori, a tam czeka na niego odpowiedni trening. No i za nim zmierzają tam ludzie Chandry, bo przecież choujin-bestia i te sprawy i… Właśnie, jaki będzie finał tego wszystkiego?
Ten tomik sprawia trochę wrażenie, jakby poza okładką, w środku trochę mniej było tego klimatu, tego nastroju. Nie, że zniknął, wiadomo nadal jest go sporo, ale jednak jakby mniej. Co nie znaczy, że nie jest świetnie, bo jest. Nadal dynamika, akcja, walki w mroku nocy, horrorowe przemiany i elementy, a jednak lekkość. Bo to nie straszak, nie ma nas przerażać czy niepokoić, ma serwować mroczną, dynamiczną rozrywkę, jak te filmy, gdzie wampiry, wilkołaki, zombiaki i inne tałatajstwo zamiast stanowić prawdziwe zagrożenie i powód do strachu, załatwiane są w krwawych potyczkach.
No i to w pewnym sensie tu jest. Jednak więcej jest zagrożenie, a sama akcja to już w ogóle jak rodem z superhero. Takie shounenowe, niezmiennie od początku pędzące na złamanie karku, a jednak czasem znajdujące miejsce na bardziej spokojne i takie bardziej zabawne jest to wszystko. Ale widowiskowo jest w tym tomie, epicko czasem, dzieje się dużo, na pełnym gazie i konkretnie. A nawet i… No dobra, sami się przekonacie, nie będę tu wyciągał na stół wszystkich kart.
Ale jest dobrze, bardzo przyjemnie i w ogóle. Robota i rozrywka na poziomie z szatą graficzną, która wpada w oko i bywa dość specyficzna. Bo Sui Ishida robi to cyfrowo, przerabia zdjęcia, podkręca komputerowo plansze, a jednocześnie, choć z pewną szkicową niemal niechlujnością podchodzi do tego wszystkiego. A jednak jest w tym klimat, jest urok, fajnie to to wygląda i w ogóle daje radę, a momentami wpada w oko.
Czyli kolejny dobry tomik dobrej serii. Jak na razie wchodzi mi to lepiej, niż magnum opus autora, czyli „Tokyo Ghoul”. Czyli naprawdę dobrze jest.
|
autor recenzji:
wkp
02.11.2023, 06:24 |