EGZAMIN DOBIEGA KOŃCA
„Hunter” leci dalej, a my wraz z nim. Bo wciąga ten shounenowy klasyk, niby prosty do bólu na każdym kroku i polu, niby to wszystko znane (acz w ten „znane i lubiane” sposób), a jednak bardzo fajne jest to to. Jakoś tak sentyment mi się uruchamia, a przede wszystkim po prostu bardzo dobrze, bardzo przyjemnie się bawię. I może „Hunter” nieskomplikowany jest do maksimum właściwie, ale w tej prostocie tkwi siła i aż znów czuję się, jak dzieciak, który zaczytywał się pierwszymi shounenami na polskim rynku.
Killua odpadł, a tymczasem egzamin jest coraz bliżej zakończenia. Gon, Kurapika i Leorio nie zamierzają tego tak zostawić i udają się z pewną misją. Co z tego wyniknie?
Każdy bitewniak ma swoje turnieje. „Dragon Ball” posiadał „Tenkaichi Budōkai”, czyli taki turniej walk, treningi też posiadał, podobnie w „Pokemonach”, gdzie walczyło się jednak przy użyciu stworków i tak dalej, i tak dalej. Czasem przybiera to nieco inną formę, jak np. w „One Piece”, gdzie takim wyzwaniem staje się pościg za kolejnym skarbem czy „Bakumanie”, w którym „turniejem” była rywalizacja przy okazji kolejnych głosowań popularności danej mangi. A w „Hunterze” mamy – przynajmniej na tym etapie, który właśnie dobiega końca – Egzamin na Łowcę.
No i temat samograj fajnie jest tu wykorzystany. Niby standard, ale taki, który się uwielbia. Główni bohaterowie, czasem pewni swoich sił, czasem tak zwyczajnie, po ludzku, wątpiący w siebie i kombinujący, potężni wrogowie, zaskakujące wyzwania… Bywa dramatycznie, ale bywa też i z humorem, jest lekko, szybko – nie ma nadmiaru gadania, przez akcję przyjemnie się płynie, ale też i nie jest tak, że tekstów zupełnie tu brakuje, bo poczytać też jest co, po prostu autor nie przesadza z gadaniem – a i fajnie skrojone są postacie. Bo niby prosto, ale wyraziście, a w tej prostocie tkwi siła.
No i że prosto jest to widać też w rysunkach, dość niechlujnych, czasem jakby szkicowanych, ale jednak miłych dla oka. Wszystko tu takie niby od niechcenia, a jedna sprawiające, że się chce w tym być i śledzić co dalej. A i warto pamiętać, że dynamika w tej całej oszczędności ani trochę nie zawodzi, a to w bitewnikach ważne jest i to bardzo.
No i w sumie jeszcze jedna sprawa, która mi się podoba tu od samego początku, ale jakoś tak wypadało ciągle z głowy – czyli okładki. A te to taki w toriyamowym wręcz stylu, najczęściej w ogóle nijak mające się do tego, co w środki. Jest bohater, jest jakiś zwierzak, no tak od czapy, ale ma to swój urok. We współczesnych mangach czegoś takiego mi brakuje. Niby są tytuły, których okładki nie pokazują nic z treści serii, ale… No jak przejrzycie ogół tych do „Huntera”, czasem można powiedzieć, że nie wiadomo dobre są czy nie, ale ile mają w sobie oldschoolowwego uroku. Ile zabawy samym obrazkiem i bohaterami, bez wnikania w treść. I mi się to podoba.
Słowem podsumowania: no warto. Ja ten tytuł, jak i takie mangi lubię i zawsze chętnie i w dużej ilości, oby dobre były. A ta jest naprawdę dobra.
|
autor recenzji:
wkp
04.12.2023, 06:12 |