DZIEJE SIĘ
I jest czwarty tomik „Team-Up Missions”. Czyli na chwilę obecną przedostatni, bo oryginalnie dotąd wyszło tylko pięć części. No, ale to dopiero przed nami, a teraz mamy okazję czytać kolejne rozdziały spin-offu, który całkiem fajnie dorzuca coś dla tych, którym głównej serii mało. Ot niezobowiązująca, całkiem przyzwoita rozrywka, a tym razem nawet przybyło całości dynamiki, bez której shounen obejść się nie może.
Dzieje się w życiu naszych bohaterów, oj dzieje. Gotowi na strachy? Albo jabłkową imprezę? A może… zbijaka? Dzieje się, dzieje – wszystko to i jeszcze więcej!
No cóż, jak widać po opisie, różnorodnie jest. Różni bohaterowie, różne historie, jak to w spin-offie, wszystko podane w sposób niezobowiązujący, bo jednak to, co najważniejsze musi pozostać dla głównej serii. Tak to już działa w świecie komiksów superhero, a „Akademia Bohaterów” od początku i nawet w tych wszystkich dodatkach, jakie otrzymała, czerpie z gatunku pełnymi garściami. To w sumie chyba najbardziej amerykańska z shounenowych mang, jakie kiedykolwiek wyszły, ale to już nie mnie oceniać.
A ten tomik? No jak zawsze kupa akcji i kupa śmiechu. Taka mangowa radocha dla tych, którzy „MHA” uwielbiają, bo można to czytać niezależnie – i te rozdziały poszczególne w sumie też – ale wiadomo, że to dla fanów i oni przede wszystkim będą zadowoleni i będą z tego czerpać. Tu zresztą opowieść wraca do nieco większej dawki szkolnego życia, której już w głównym cyklu nie mamy okazji odkrywać. wiadomo, wszystko poszło naprzód, wydarzenia są większe, groźniejsze, bardziej epickie i widowiskowe, a przy okazji wiodą nas w kierunku wielkiego finału. Ale tu można sobie pozwolić cofnąć się w czasie, gdy wszystko było jeszcze inne i dopowiedzieć to i owo, a przy okazji rozwinąć tematykę edukacji i jej etapów.
I tak to sobie leci. Z dużą ilością tekstu, więc czytać jest co, ale w tym tomie jakby trochę mniej tego było, a więcej dynamiki, jak już wspominałem. Niezmiennie jednak to wciąż ta sama seria, tak samo fajnie rysowana, może nieco prościej, niż „MHA” Horikoshiego, ale jednocześnie starająca się naśladować to, co w podstawce cenimy. Wygląda to ładnie, choć ma też sporo swojego charakteru i jak na spin-off, który w zasadzie za wiele nie ma o czym opowiadać i lekko podchodzi do tematu, sprawdza się to całkiem dobrze.
No i w sumie to tyle. Wszystko, co było do powiedzenia, powiedziałem, nieźle bawiłem się czytając i chętnie tu wrócę po kolejną porcję w przyszłym tomie.
|
autor recenzji:
wkp
07.12.2023, 06:22 |