PEŁNIA. CZAS DEMONÓW
Na początku tego roku mieliśmy przyjemność oglądać jego „Długi żywot”. Na koniec roku Stanislas Moussé proponuje „Pełnię”. Kolejny album do oglądania.
Autor proponuje bowiem komiksy bez słów, których siłą jest narracja i wyrazistość obrazu. Komiksy, gdzie fabuła płynie, by dać możliwość puszczenia graficznego oka do czytelnika-oglądacza. I to puszczenia dosłownie. Stanislas Moussé stawia na graficzny minimalizm w przedstawianiu postaci i plenerów połączony z gęstym kreskowaniem, rysowaniem i wypełnianiem kadrów kreskami. To jego wyróżnik, który sprawia, że od razu wiemy z kim mamy do czynienia.
„Pełnia” to historia o zabijakach. O tych zabijakach, którzy są mocniejsi wśród rodzaju ludzkiego (powiedzmy, że ludzkiego) i tych, którzy pojawiają się w czasie tytułowej pełni. Zabijaką jawi się nam koleś z okładki. Ten, którego kompani ratują z konwoju, gdy wydaje się, że jego los jest już przesądzony. Ten, który okazuje się być i niezłym hulaką, i solidnym zakapiorem. „Pełnia” to komiks, gdzie trupy ścielą się gęsto, zgliszcza są na porządku dziennym zaś zło panoszy się na całego. Tylko, że zło ma różne odsłony. Czym innym zło naszego zakapiora i jego kompanów, czym innym zło jakie pojawia się pod postacią demonów przy tytułowej pełni…
Stanislas Moussé proponuje nam fantasy. Specyficzne. Specyficzne, bo narysowane w jego manierze, jaką „kupił” czytelników „Długim żywotem”. W prosty, acz gęsty od szczegółów sposób. I tylko można żałować, że album ukazuje się w mniejszym niż „Długi żywot” formacie. Kadry pana Moussé można bowiem oglądać bez końca, wpatrując się w szczegóły. A w takim formacie jest to nieco utrudnione.
autor recenzji:
Mamoń
21.11.2023, 23:29 |