A CO JEŚLI…?
To, co zaczęło się trochę jak „Gra”, „Piła” (ale bez rzezi) i tym podobne dzieła, na tym etapie opowieści stało się rzeczą zbliżoną do „Battle Royale” czy „Igrzysk śmierci”. Nadal bez rzezi, bez masakry i takich tam atrakcji, ale wszystko zbudowane jest na podobnym schemacie i… I ten schemat udało się to wykorzystać o wiele lepiej, niż w powyższych dziełach, których brakowało większej logiki w motywowaniu tego, co się działo. A tu wszystko jest jak trzeba i jak być powinno, jest napięcie, zagrożenie – w ostatnim tomie niemal śmiertelne, a i tym razem niewiele się w zasadzie zmieniło – świetne poprowadzenie tego wszystkiego. No i nadal są zagadki, które ciekawią i pchają akcję do przodu. A co ważniejsze kiedy któreś z nich zostają rozwiązane, nie czuje się zawodu z wyjaśnienia, co też rzadko się zdarza.
Przyjacielska Zabawa w Chowanego powoli dobiega końca. Wydaje się, że wszystko idzie po myśli naszych bohaterów, ale czy to prawda? A co jeśli…?
Od poprzedniego tomiku seria ta ogrywa motyw stary, jak popkultura – czyli wyspa, odcięci od świata bohaterowie i zmagania, z którymi muszą sobie poradzić. niby gra, ale jednak o wielką stawkę. Niby to znamy, a jednak fajnie jest tu wykorzystane. I tak sobie leci. Jest tu coś z „Battle Royale” – nie zabijanie się, ale np. pewne wykorzystanie seksapilu, o którym zazwyczaj w takich historiach się zapomina – jest też z masy innych historii. Przede wszystkim jednak całość ma ten swój urok magicznych sztuczek iluzjonistów.
Z tymi iluzjonistami to w ogóle serię łączy wiele. A raczej z programami zajmującymi się obalaniem sztuczek magicznych (kiedyś takie rzeczy mieliśmy w tv, był fajny magazyn tego typu, teraz został nam youtube i podobne miejsca, gdzie ci sami twórcy wrzucają coraz coś od siebie, choć głównie to, co już znamy). Dostajemy najpierw jakieś wydarzenie, potem jego rozwiązanie, zaskakujące najbardziej, jak to możliwe, a wreszcie krok po kroku odkrywamy tajniki sztuczki i jak do niej doszło. I to za każdym razem się sprawdza, temat samograj, ale nawet samograj można zepsuć. Tu jednak psucia nie ma, jest wyciskanie z motywów wszystkiego, co najlepsze, zabawa takimi elementami, które ja osobiście w popkulturze uwielbiam.
No i jeszcze graficznie jest fajnie. Jak pisałem przy okazji poprzednich tomów, to rzecz wyrazista, choć typowa. Prosta robota, gdzie nieskomplikowany, ale rozpoznawalny design postaci spotyka się z dobrze rozrysowanym tłem i detalami. Ładnie to wygląda, miewa naprawdę nastrojowe sceny, a nawet kiedy na kadrach w zasadzie niewiele się dzieje, rzecz potrafi zaserwować nam coś, co w oko wpada. No i tyle w temacie. Dobra zabawa na poziomie. Nic więcej dodawać nie trzeba.
|
autor recenzji:
wkp
24.01.2024, 06:04 |