PODNIEBNY TRENING
„Hunter × Hunter”. Tomik szósty. No coraz bardziej dragonballowe się to staje – takie przynajmniej mam wrażenie – ale jako fan „Smoczych kul” nie mogę się z tego nie cieszyć. Zresztą, jak czerpać, to od najlepszych, a tu to właśnie widzimy. Oczywiście nadal wszystko jest przede wszystkim „hunterowe”, shounenowe, no dokładnie takie, jakiego oczekujmy, chcemy i z przyjemnością w to wchodzimy. Ja wszedłem, bawiłem się, jak zawsze, znakomicie, trochę pośmiałem, trochę poemocjonowałem i chcę więcej.
Pora na trening Gona w Podniebnej Arenie! Co go tu czeka? I dokąd go to zaprowadzi?
Gatunków mang jest w sumie tyle, ile istnieje tematów, w jakich można się poruszać. Multum tego jest, multum podgatunków, rodzajów i w ogóle. Ale chyba każdy obecny miłośnik japońskiemu popkultury, którego dzieciństwo – to wcześniejsze lub późniejsze – przypadało na lata 90. XX wieku wychował się albo na shoujo, albo na shounenach (a raczej shounenowych bitewniakach). Albo – a ja się właśnie do tej grupy zaliczam – na obu. Wiadomo jednak, shounenów od zawsze było więcej u nas, jak jakieś anime trafiało do kin, to był to shounen właśnie. I ja na tym wyrosłem i przez sentyment uwielbiam, ale uwielbiam też dlatego, że to po prostu fajne jest. Nie przypadkiem ten typ mang i anime należy do najpopularniejszych i serwuje najwięcej – to nic innego, jak świetna rozrywka z założenia dla młodzieży, a w rzeczywistości dla każdego, kto lubi jak jest lekko, dramatycznie i widowiskowo.
No i taki właśnie jest „Hunter”. Fajna manga, trochę niechlujna, tego nie da się nie wspomnieć, ale to też stanowi część jej uroku. Taka nonszalancja, takie pędzenie przed siebie z tym wszystkim bez oglądania się na nic – zupełnie jak pędzą przed siebie bohaterowie. Jest w tym magia tych starych shounenów, tej klasyki, która miała – i wciąż ma – w sobie ten niesamowity urok, który sprawia, że dzieciaki siedzą i kibicują, a starsi… no starsi robią to samo, choć może tylko mniej otwarcie. Czytam więc i kręci mnie to, śmieję się czasem, ciekaw jestem, co tam bohaterowie i aktor jeszcze wykombinują i w ogóle co się jeszcze wydarzy. Bo niby to znamy, niby wszystko widzieliśmy już tyle razy, a jednak jest tak przyjemnie, że chcemy w to wniknąć i lecieć dalej.
No i lecimy. I tego dalej to jeszcze dużo i mam nadzieję, że jeszcze sporo więcej, bo autor wciąż nad tym wszystkim siedzi, choć już w swoim tempie, dość powolnym związanym ze stanem zdrowia, ale konsekwentnym. A na razie mamy super rozrywkę z samym początkiem. I po prostu z dobrą mangą. Prosto, nieco niechlujnie rysowaną, ale z jakim urokiem… No przyjemna rozrywka dla tych, którzy bitewniaki lubią i cenią.
|
autor recenzji:
wkp
25.01.2024, 06:28 |