NIENAJLEPSZA PORA
Wraz z tomem czternastym „Shadows House” prawie doganiamy już oryginalne wydanie. Prawie, bo gdy miał premierę na polskim rynku, w Japonii było ich piętnaście, a szesnasty powinien pojawić się na tamtejszym rynku mniej więcej w chwili, gdy czytacie te słowa. I leci to wszystko dalej, więc widać, że się podoba i że autor ma jeszcze sporo do powiedzenia. I fajnie, bo to połączenie uroku i grozy, wiktoriańskich klimatów i mangi naprawdę fajnie gra i przyjemnie się czyta.
Doszło do incydentu, parę osób zostało rannych. Dla tych, którzy odznaczeni zostali gwiazdą, nie jest to najlepsza pora. Wszystko się komplikuje coraz bardziej, aż…
Zrobić horror, w którym horroru prawie nie ma, a jest słodycz i urok? Czemu nie, Japończycy i to potrafią. Somato, autor, który kiedyś dał nam chociażby bardzo przyjemne „Kuro”, zaserwował nam bowiem mangę tak ujmującą, że wszystko inne blednie w porównaniu z całym jej urokiem i sympatyczną nutą. W ogóle ta manga właśnie takimi rzeczami stoi, wiadomo, są tu mocniejsze czy mroczniejsze rzeczy, ale straszak żaden z tego nie jest. Jest za to… No właśnie, co konkretnie?
„Shadows House” to od początku, i nadal się to nie zmieniło, chociaż wiele rzeczy wywróconych zostało do góry nogami niemalże, wiktoriańska w swym charakterze opowieść, trochę inicjacyjna, mocno przygodowa, z solidną dawką fantastyki i fajnie skrojonymi postaciami. Ja wiem, że wszystko tu jest znane, że poszczególne elementy, od zastępowania człowieka cieniem, po historie dziejące się w zamkniętej właściwie przestrzeni domostwa, ale jednak wykonane z takim urokiem, że nie da się tego nie polubić, nawet jeśli autor czasem przesadza z tłumaczeniami czy odwlekaniem rozwiązania danego wątku.
A graficznie, jak wielokrotnie pisałem, rzecz jest jeszcze lepsza, niż fabularnie. Uwielbiam kreskę Somato, to jego przywiązanie do detali, delikatne kreskowe cieniowanie, zabawy czernią, światłem, cieniem. Nawet uwielbiam to, jak dobiera kolory, które w polskim wydaniu możemy podziwiać nie tylko na okładce, ale i przy okazji dodatków do mangi. Aż chciałby się, by rzecz ukazała się w pełnej palecie barw, ale i tak jest się z czego cieszyć, bo te grafiki są znakomite i urzekają na każdym polu. Bardziej nawet, niż w świetnym przecież (i oferującym dużo kolorowych stron) „Kuro”.
I to w zasadzie tyle. Fajna manga, z fajnym klimatem i świetnym wykonaniem. Rzecz lekka, prosta i przyjemna, niewymagająca, ale za to jak wyglądająca!
|
autor recenzji:
wkp
20.02.2024, 06:04 |