OD TEGO STARCIA ZALEŻY… WSZYSTKO
Im dalej idę w „Choujina”, tym mam większe wrażenie, że seria to taka piaskownica, w której autor bawi się tym, co sam najbardziej lubi i ceni. Takie popkulturowe pomieszanie z poplątaniem, gdzie szkielet w postaci typowej dla siebie fabuły rodem z „Tokyo Ghoula”, ale nieco odświeżonej i wykręconej, obudowany został mięśniami, tłuszczem, skórą i całą resztą detali czerpanymi z każdego możliwego źródła: filmów, seriali, gier i komiksów. No i to widać w serii, ale nadal naprawdę przyjemnie się to wszystko czyta.
Pora na walkę z Zorą i jej ludźmi. Do tego potrzebny jest nowy plan, bo przecież od tego starcia zależy właściwie wszystko! Czy bohaterowie sobie poradzą?
Wracając do tego, co napisałem na wstępie… Pierwsze odczucia związane z ta serią miałem takie, jakby autor zainspirował się serialem „Lost: Zagubieni” (to już dwadzieścia lat od jego premiery, choroba, stary się czuję…), ale przerobił tę inspirację tak, że mało przypominała początkowy zamysł. Potem jednak zaczęły przebijać się pewne inne elementy znane z różnych dzieł – i wszystkiego wymieniać nie będę, bo wyszukiwanie tego może być dla niektórych dodatkową przyjemnością, ale np. taka postać władająca papierem to była niemal w każdym detalu identyczna z analogiczną bohaterką z „Naruto”. I przebijają nadal, bo jak czytam siódemkę, mam jakieś takie, acz odległe, skojarzenia choćby ze „Spawnem”.
Abstrahując jednak od tego wszystkiego, ten tomik to konkretna akcja, gdzie dzieje się tak, że jest na co popatrzeć. Dzieje się tu szybko i konkretnie, w szalonym tempie i przy okazji nastrojowo. Bo co, jak co, ale klimat Ishida zbudować potrafi i to naprawdę dobry. Nawet na okładce, która do treści niczym się nie odnosi, ale tak, jak to, co zdobiło obwolutę poprzedniego tomiku, tak i teraz jest nie tylko jednym z najlepszych, co autor dotąd okładkowo nam prezentował, ale i ma swój własny charakter i klimat. Inny niż w środku, gdzie jest mrocznie i widowiskowo, ale jednak.
A graficznie jako ogół? Wiadomo, Ishida szafuje tu cyfrowym wspomaganiem, ale jednocześnie widać, że potrafi rysować i wie, co robi. Wie, jak budować napięcie, jak zrobić nastrój i jak pokazać na stronach, że przyciska pedał gazu do podłogi. No i to się ceni. A samą serię dobrze się czyta. Czasem mogłoby być tych nawiązań / zapożyczeń mniej, ale jednak i z nimi „Choujin X” dobrze się broni i ma w sobie to coś.
|
autor recenzji:
wkp
14.02.2024, 06:10 |