CZY JEST JESZCZE NADZIEJA? Trzydziesty ósmy tomik „My Hero Academii” to… no co tu dużo mówić, jeszcze jedna porcja tego samego. Czyli w sumie to takiej pędzącej na złamanie karku i wszystkiego innego opowieści, gdzie przekraczane są wszelkie limity. Niby dynamicznej naparzanki między tymi dobrymi, a tymi złymi, ale jednak przesyconej solidną dawką gadaniny typowej dla serii. ale fajne jest to wszystko, widowiskowe, epickie, graficznie imponujące i chociaż od kilku lat autor zapowiada, że to już koniec, a od dłuższego czasu już taka ostateczna, finałowa walka trwa w tej serii, koniec nadal się odwleka (w chwili obecnej wyszło 39 tomików, a materiału jest już na co najmniej jeden i rzecz nadal wychodzi), więc na fanów czeka sporo rozrywki.
Walka trwa. Wrogowie mają przewagę. Uczniowie są coraz bardziej wyczerpani. Czy jest jeszcze nadzieja?
Wiele razy przy okazji omawiania shounenów piszę, że dynamiczne, że widowiskowe i takie tam, i to wszystko prawda, ale „My Hero Academia” to jednak coś pod tym względem wyróżniającego się. Bo to, jak Horikoshi rysuje, jak prezentuje to wszystko i jak dba o detale, sprawia, że po mangę warto sięgnąć i chce się sięgać. Chce się wracać. Chce się ją oglądać. I dla samej szaty graficznej byłoby warto, dla wartkości akcji i klimatu panującego na stronach, ale i fabularnie rzecz jest niczego sobie, choć wiadomo, dość typowa.
Fabuła pretekstowa, mająca na celu zapewnienie twórcy pola, na którym mógłby zrobić swoją piaskownicę, wrzucić ulubione zabawki i motywy i bawić się nimi do woli, nie pobuja udawać, że jest czymś więcej. na tym etapie to dramatyczna walka na śmierć i życie – taki odpowiednik dragonballowej „Buu Sagi” czy narutowej „Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi”. Clou wszystkiego, gdzie twórca bierze to, co kochaliśmy, jeszcze podkręca, zaludnia ulubionymi postaciami, ale najbardziej brylować pozwala tej najważniejszej. No i stawia na to, by było emocjonalnie, byśmy mieli okazję poczuć napięcie i być ciekawi, co z tego wyniknie. A wynika walka, która musi skończyć się w wiadomo sposób, ale jak w oglądaniu wrestlingu, tak i tu zawieszamy tę naszą pewność, co z tego wyniknie, jak zawieszamy niewiarę i dajemy się po prostu porwać rozrywce.
No i to w sumie tyle. Czysta, znajoma każdemu rozrywka. Niby fabularnie, jak wiele serii, tylko z większą ilością dialogów, ale wizualnie satysfakcjonująca o wiele bardziej, niż większość podobnych serii. Tyle w temacie.
|
autor recenzji:
wkp
02.04.2024, 06:44 |