KWIATY, KTÓRE WIDZIAŁEM TAMTEGO DNIA
Parę lat temu w moje ręce wpadła seria anime „Aku no Hana”. Obejrzałem, zachwyciłem się, chciałem więcej, na więcej zresztą nawet się zanosiło, ale nie ciąg dalszy nie powstał. Więc chciałem poznać mangę, acz nie złożyło się tak, bym chciał porwać się na jakieś zagraniczne wydanie, pomyślałem, że może w końcu ktoś to wyda u nas. No i właśnie wydało Waneko. I to jak wydało – grube, solidne tomiszcza, które pozwolą nam serię łyknąć szybko i bez przeciągania! Więc cieszy się mi się morda, tym bardziej, że to po prostu kawał świetnego, dojrzałego komiksu. nieco mniej mrocznego, niż anime, przynajmniej jeśli chodzi o wygląd, ale fabularnie to ten sam poziom emocji, psychologicznych gierek i napięcia, który pokochałem w serialu.
Takao Kasuga. Chłopak jakich wiele, może i mol książkowy, może i bardziej wrażliwi, zaczytujący się „Kwiatami zła” Baudelaire’a, ale jednak nastolatek, jak inni, kochający się w szkolnej koleżance i niezdolny nic z tym zrobić. I nagle pewnego dnia nadarza się okazja, impuls, iskra i chłopak zabiera jej strój gimnastyczny. Kiedy zniknięcie ubrania wychodzi na jaw, po szkole rozchodzi się plotka o zboczeńcu, a Kasuga za wszelką cenę stara się odciąć od tego wydarzenia. Ale klasowa dziwaczka, Nakamura, wszystko widziała i… Wiadomo, dochowa tajemnicy, ale ma pewien warunek, warunek, który odmieni życie chłopaka i być może zupełnie go zniszczy!
To, co różni mangę i anime, to szata graficzna. Wiecie, zazwyczaj kiedy kręci się seriale animowane na podstawie jakiegoś komiksu – mówię tu głównie o rynku japońskim, bo każdy wie, jak to wygląda w USA, wystarczy obejrzeć dowolne animacje DC czy Marvela… - robi się to tak, by jak najbardziej przypominał pierwowzór pod względem wyglądu. Fabularnie często widzę większe odstępstwa, niż wizualnie. Ale z „Aku no Haną” było inaczej, bo serial zarobiono metodą ortoskopową. Co to znaczy? Że nagrywano całość z aktorami, jak produkcje fabularne, a potem przyszykowywano to tak, by zmieniło w animację. Więc postacie i wiat mają bardziej rysy i wygląda aktorów oraz plenerów, a nie mangowy. I powiem, że animacji dobrze to zrobiło, ale i manga ma swój urok, bo kreska prosta, ale wyrazista, postacie specyficzne, do tego sporo fajnych detali czy klimatu, chociaż na stronach panuje głównie biel i pozorna lekkość. Fajnie to wygląda i tyle, choć wolę pod tym względem anime – a to mi się bardzo rzadko zdarza.
No ale fabuła przednia jest, mroczniejsza, dojrzalsza, pełna psychologicznych gierek. Wiadomo, to rozrywkowa seria, ale jedna jak na taką rzecz to ta psychologia naprawdę dobrze wypada i ogólnie robi wrażenie. Niby wszystko jest proste, życiowe, ale dzieje się wiele na poziomie emocji i napięcia, uczuć i wrażeń. Bohaterowie są ciekawi, cała ta prowokatorska akcja nakręcająca spiralę przeżyć odpowiednio wyważona, a sama Nakamura, która w serialu kradła show, kradnie go nadal i to jak. Dlatego polecam, bo to świetna manga, niby o szkolnym życiu, o problemach nastolatków, ale jednak skierowana do starszych, dojrzalszych i bardziej wymagających odbiorców. Świetnie wydana – Waneko oparło to mniej więcej na edycji „Complete”, więc mamy całość w tomach solidnych, najpierw po 600 stron, potem mniej czyli w skrócie jedenaście tomików wyjdzie tu w pięciu zbiorczych tomach. Ja jestem zachwycony i już chcę więcej, do końca. A potem pewnie od nowa, bo czemu nie.
|
autor recenzji:
wkp
15.03.2024, 06:01 |