PIKT RZYMIANIN
Okolice 84 roku naszej ery. Tereny dzisiejszej Szkocji. Przez terytorium Piktów, do jednego z fortów rzymskich, ciągną właśnie posiłki. Wśród nich jest… Pikt. Komiks o nim tworzą ojciec i syn – Hermann oraz Yves H.
Pikt, a dokładniej Meloniusz Brigantus z dwudziestego drugiego legionu, trzeciej kohorty, drugiego manipułu, trzeciej centurii… Syn rzymskiego legionisty i miejscowej prostytutki. Porzucony tuż po urodzeniu, przygarnięty przez rzymski legion, wychowany na maszynę do zabijania. Prawdziwą dziką bestię przez kompanów nazywaną Piktem właśnie. Tylko ów Pikt dostaje po głowie, gdy okazuje się, że do fortu docierają jedynie niedobitki. W dodatku niedobitki oskarżające Pikta o zdradę…
Tak wygląda otwarcie opowieści zatytułowanej po prostu „Brigantus”. Jej początek to album „Wygnaniec”. Album, w którym jest wiele elementów charakterystycznych dla licznych gatunków. No bo przede wszystkim to komiks historyczny, osadzony w konkretnym miejscu i czasie. Ale to też swoisty thriller, gdy nad Szkocją unoszą się mgły, w których czai się wróg, gotowy w każdej chwili wyłonić się z „gęstego mleka”. To też komiks o zasadach oraz o zdradzie. Wreszcie próba traktatu o wyobcowaniu. O istnieniu wśród obcych. Ale i o obawie przed obcymi, przed innymi.
Gatunki te i wątki posplatał w fabułę Yves H. (tak podpisuje sie Yves Huppen). I – nie powiem – nie spieszy się z opowieścią. Wędrówkę oddziału, w którym służy Pikt przedstawia niespiesznie, doprawiając ją wspomnianymi przemyśleniami na temat natury ludzkiej, scenami krwawej jatki i wreszcie swoistego linczu na tytułowym bohaterze.
A Hermann (znany w Polsce z cykli „Wieże Bois Maury”, „Comanche” czy „Jeremiah”) poczuł szkocki klimat. „Wszedł” w tę mgłę, gubiąc zupełnie tła, grając jedynie pierwszym planem i pokazywanymi postaciami. „Wszedł” też w mgłę pozostając właściwie jedynie przy szarościach, którymi pokrywa poszczególne kadry. I bardzo dobrze się to broni, w zestawieniu z charakterystycznym stylem rysowania Hermanna.
„Brigantus” to dobry frankofon. I – nie powiem – jestem ciekaw jak syn z ojcem pociągną tę historię dalej.
autor recenzji:
Mamoń
03.05.2024, 22:21 |