KLĄTWA TREBALDICH
Jesteśmy coraz bliżej prawdy – że sparafrazuje słowa pewnego małego człowieka. Jesteśmy coraz bliżej prawdy o pochodzeniu Skorpiona. Ba, w tym albumie – trzecim tomie zbiorczego wydania serii „Skorpion” – w końcu poznajemy tę tajemnicę. Chcecie wiedzieć kto jest ojcem Skorpiona?
No bo wiadomo, że matką jest spalona na stosie kobieta posądzona o kontakty z siłami piekielnymi. A ojcem? Chcielibyście wiedzieć… Nic z tego. Spojlerów nie będzie. Nie po to Stephen Desberg tworzył kolejne odsłony serii, które ilustrował Enrico Marini. I nie po to Egmont wypuszcza teraz tę serię w integralach, bym – ot tak – to zdradził. Odbierając Wam całą przyjemność z lektury.
Lektura serii „Skorpion” to bowiem przyjemność. Desberg nie pływa po mieliznach, tylko wyciąga co się da z papiesko – watykańsko - rzymskiej intrygi, która nakręca fabułę i pcha ją do przodu. Ciągle mamy więc papieża Cosimo Trebaldiego, który – by utrzymać w ryzach katolicką Europę – wymyśla kolejne krucjaty. Ta najnowsza ma uwalniać dusze od grzechu. W praktyce oznacza to krwawą, inkwizycyjną jatkę w imię wiary i boga. Jatkę papieską, która nie różni się niczym od tego, co serwowali i serwują popaprani dyktatorzy. Tylko, że wszystko papieżowi wymyka się spod kontroli. Okazuje się, że całe miasto czeka na lepsze czasy, a nie na zamordyzm i dokręcanie ortodoksyjnej śruby.
W takim Rzymie – i takim Watykanie – nasz Skorpion (vel Almando Catalano) dalej próbuje powiązać rozproszone nici, które – ma taką nadzieję – doprowadzą go do kłębka. Które wreszcie dadzą odpowiedź na pytanie: Kto jest jego ojcem? I w zebranych w trzecim tomie zbiorczym albumach „W imię ojca”, „Cień anioła”, „Maska prawdy” oraz „W imię syna” rzeczywiście do tej odpowiedzi dochodzimy… Tu jednak jej nie poznacie...
Desberg znów robi to, co do niego należy. Podobnie jak Marini. Doskonale odwzorowuje Rzym i Watykan. Doskonale – jak to zwykle u niego – dalej portretuje bohaterów. A w efekcie mamy – pewnie się powtórzę – dobrze skrojoną serię frankofońską, w dodatku w dobrym, „pakietowym” wydaniu.
autor recenzji:
Mamoń
06.06.2024, 23:33 |