NARODZINY GOLEMA
Jeszcze jedna kreacja, za jaką stoi Mike Mignola. Dziś przyjrzymy się serii „Joe Golem. Okultystyczny detektyw”.
W sumie tytuł już sporo zdradza. Tak, będzie Golem. Tak, będzie czarna magia. Tak, będą nawiązania do postaci, którymi by nie powstydziła się seria „Hellboy” będąca opus magnum pana Mignoli. Ale Joe Golem to Joe Golem, a nie postać, która wcześniej pojawiła się na łamach serii „Hellboy”.
Rzecz dzieje się na dwóch płaszczyznach. Pierwszą jest solidnie podtopiony Nowy Jork w 2. połowie XX wieku. Drugą są Bałkany z tą różnicą, że oddalone w czasie o kilka stuleci wstecz. W tym pierwszym świecie funkcjonuje tytułowy Joe Golem, który próbuje rozwikłać parę zagadek związanych z potworami, zaginionymi dzieciakami czy dziwnymi postaciami pojawiającymi się po mrocznej stronie Nowego Jorku. W drugim widzimy golema, stworzonego przez zakonników do obrony domostw przed piekielnymi zjawami.
Domyślacie się już co wymyślił sobie Mike Mignola (wspierany przez Christophera Goldena)? Dokładnie tak. Joe Golem z XX wieku to ta sama postać, która wcześniej przemierzała Bałkany. Wrzucona w inną rzeczywistość musi tylko stawić czoła innym wiedźmom w innych – że nawiążę do klasyka – okolicznościach przyrody.
I jest to bardzo mignolowe, jeśli chodzi o koncept, fabułę, wykorzystane w niej postacie. No bo mamy nawiązanie do słowiańskości, które gdzieś tam pojawia się też w serii o Piekielnym Chłopcu. Mamy kolejnego, intrygującego bohatera, który – nieświadomy bagażu przeszłości – próbuje odnaleźć się w Nowym Jorku (oraz w sytuacjach damsko-męskich). No i mamy demonicznych wrogów.
Jednocześnie jednak to mocno pulpowa rzecz, przywołująca na myśl tanie historyjki o skrywającym się w zakamarkach źle i obrońcy przed tymże złem (trochę jak wydany już wcześniej w mignolowej kolekcji tom „Homar Johnson” KLIK). To rzecz będąca odejściem od zasadniczego Mignolaversum. Zresztą odcina się od niego i autor, i krytycy zza oceanu określając cykl „Joe Golem” jako element mignolowego Pozaversum.
O tym, że to rzecz spoza Mignolaversum świadczy warstwa graficzna. Brakuje mi w niej nieco kreski ojca Hellboy’a. No ale byłoby grzechem nie docenić pulpowej - a z kolejnymi planszami też czaasem coraz bardziej horrorowej -- roboty Patrica Reynoldsa i Petera Bergtinga.
Słowem – ładnie nam się rozwija i Mignolaversum, i Pozaversum. Ku uciesze czytelnika.
autor recenzji:
Mamoń
11.06.2024, 23:50 |