REWOLUCJA MARGERYTEK
Czytając „Zamek zwierzęcy” ciągle mam nieodparte wrażenie, że czytam komiks będący nie tylko wariacją na temat „Folwarku zwierzęcego” Orwella, ale też nawiązujący do tego, co dzieje się na Białorusi. Choć nie wiem, na ile Xavier Dorisin (a i rysownik Felix Delep) jest tego świadom. Jeśli jest, chapeau bas.
Tytuł tego tekstu też nie jest przypadkowy. Świat widział już portugalską Rewolucję Goździków, ukraińską Pomarańczową Rewolucję, gruzińską Rewolucję Róż czy białoruską Dżinsową Rewolucję (choć ta ostatnia została brutalnie stłumiona przez służby specjalne). Białorusini - tak, będę do nich nawiązywać - podjęli jednak kolejną próbę. W 2020 roku znów wyszli na ulice. Ale ich pokojowy protest został brutalnie spacyfikowany przez dyktatora. Uzurpatora karmiącego swój OMOH (czyli OMON – białoruskie służby specjalne będące na postronku Łukaszenki).
Podobnym uzurpatorem w komiksie „Zamek zwierzęcy” okazuje się być byk Silvo. „Prezydent”. Władca bez poparcia, wobec którego narasta fala coraz większego niezadowolenia. Fala sprzeciwu, na czele której stoi kotka Miss Bengalore (komiksowa Swiatłana Cichanouska, która rzuciła wyzwanie dyktatorowi stając z nim do walki o prezydenturę; o wyniku wyborów ostatecznie nie zdecydowali głosujący, ale „wydrukował” go białoruski Silvo). Kotkę dalej wspiera duchowy mentor, szczur Azelar. Stoją za nią też ciągle ciemiężone zwierzaki z tytułowego zamku. Widzą w niej nadzieję na zmiany, na lepsze jutro. Zupełnie jak Białorusini wspierający Cichanouską…
W trzeciej odsłonie serii, w albumie „Noc sprawiedliwych”, mamy właśnie rozbudzane nadzieje. Mamy wiarę w zwycięstwo, w pokonanie Silvo. Nie bez zwrotów akcji. Sama Miss Bengalore nie jest do końca pewna, czy chce odegrać rolę, jakiej oczekuje reszta. Widzimy więc jej rozterki, słyszymy pojawiające się pytania o bezpieczeństwo jej dzieciaków i najbliższych przyjaciół. Mamy dobrze napisany portret psychologiczny przywódczyni rewolucji. Dorison świetnie kreśli też portret dyktatora. Pokazuje jego strach, pozorną siłę i sztuczki, jakich używa, by pozostać na stołku. Choć wiadomo, że – prędzej czy później – czas Silvo się skończy. Podobnie jak i dyktatorów z naszej rzeczywistości.
Jak dla mnie - to wciąż jedna z najlepszych, wydawanych obecnie po polsku serii z rynku frankofońskiego. Na jej finał – album „Królewska krew” - czekam z utęsknieniem.
autor recenzji:
Mamoń
20.05.2024, 23:18 |