JEŻ JERZY I PLECY KONIA
No i mamy już trzeci zeszycik z przygodami Jeża Jerzego. Tym razem panowie Leśniak i Skarżycki zabierają nas na wieś. A później drwią z telewizyjnych show.
Okładka mówi wszystko. Jest wiejski klimacik, są „plecy konia” jest też niezłe gówno, w które jeż wdepnął a teraz próbuje się w niego wykaraskać. Zielenice to osada zielem rosnąca i bimbrem płynąca. Podła wioska, gdzie nowi próbują zrobić biznes na marihuanie (medycznej ;) bazując na postpegieerowskiej społeczności, mocno osadzonej jednocześnie w polskokatolickiej rzeczywistości.
Zetknięcie się dwóch światów jest jak ogień i woda. Jak diabeł i anioł. Albo jak kwiatek do kożucha. Jeśli jednak już do zetknięcia doszło, ktoś napięcia musi załagodzić. Wiadomo, bohater jest tylko jeden. Niczym Lucky Luke, przed zachodem słońca, doprowadza do tego, że miastowi dostają jeszcze jedną szansę. Choć kto wie, jak by się wszystko skończyło, gdyby nie magiczny napój jakiego nie powstydziłby się sam Panoramix.
A później panowie Skarżycki i Leśniak zaglądają za kulisy programu „Odpicujemy ci chatę”. „Ci”, czyli w tym przypadku Jeżu. Temu Jeżu. Jerzemu. To beka z programów telewizyjnych, w których w ciągu kilku dni klitki w blokach zamieniają się w prawdziwe apartamenty a rudery w luksusowe wille. Jerzy – jak to Jerzy – szczęścia aż tyle nie ma. Ale poddawać się nie zamierza i będzie walczyć o swoje nawet wtedy, gdy wyłączone zostaną kamery i światła reflektorów.
Przyznaję, że z pewnym takim niepokojem podchodziłem do powrotu „Jeża Jerzego”. Niepotrzebnie. Rafał Skarżycki i Tomasz Leśniak wciąż są celnymi obserwatorami rzeczywistości, a Jurek pozostaje bohaterem na tyle uniwersalnym, że w nowej-starej Polsce nieźle sobie poczyna.
Dlatego cieszy, że zeszytowy „Jeż Jerzy” zadomowił się już na rynku. Choć – nie powiem – za jakiś czas – jak już materiału się uzbiera - byłoby miło dostać zbiorówkę, by dostawić ją do pięciu tomów „Dzieł zebranych”. Ciąg dalszy bowiem znów nastąpi.
autor recenzji:
Mamoń
28.05.2024, 14:33 |