KREW SMOKA
W latach 90. XX wieku cała komiksowa Polska pokochała go za cykl „Hugo”. Dla wielu to do dziś rzecz kultowa. Czy podobnie będzie ze „Smoczą krwią”?
Serię „Hugo” i album „Smocza krew” łączy autor. To Bédu, czyli Bernard Dumont (w Polsce znany jeszcze też z kilku epizodów pełnej humoru detektywistycznej serii „Clifton”). Łączy też fakt, że to udane opowieści fantasy. Kto chce, może bawić się w kolejne analogie.
W „Smoczej krwi” mamy poniekąd walkę między pretendentami do tronu po zmarłym królu Arthmelu. Korona należy się księciu Oghorowi. Ale na dworze jest jeszcze księżniczka Helia. Ojciec, odchodząc na drugą stronę, zabrał do grobu sekret, którego nie zdążył dziewczynie wyjawić. Teraz to ona spróbuje odkryć, cóż też miał jej powiedzieć. Ale też odkryć dlaczego kamień – niejaka piryza– wskazuje ją jako źródło wszelakiego zła…
A jeśli mają być odkrycia, muszą być – jak to w fantasy – wędrówki. Szykanowana w rodzinnym zamku Helia wyrusza ku przygodzie. Odwiedzając po drodze zamieszkałą przez pachnące inaczej stworki ziemię Khtolli oraz będącą we władaniu smokopodobnych postaci ziemię Kohrmor. Gdzie w tym wszystkim tytułowy smok? Zapewniam, jest. I to w kilku postaciach. Po pierwsze, zjawia się jako wysłannik z ziem Kohrmor. Po drugie, tkwi gdzieś w postaci grającej jedną z głównych ról (żeby nie było, że spoleruję).
W fabule Bedu radzi sobie przednio. Opowiada niczym dziadek wymyślający wnukowi kolejną historyjkę o smokach, księżniczkach, królestwach. O tych, którzy stoją po stronie dobra. I tych, co są po stronie zła. Ale już inaczej jest z rysunkami. Bédu skupia się na postaciach, na tym, co umieszcza na pierwszym planie, niemal zupełnie odpuszczając tła. Pozwala sobie na więcej, gdy fabułę przenosi w plenery. Albo gdy zaczyna odchodzić od małych kadrów. Ale to wciąż zbyt mało, niż oczekiwałby czytelnik pamiętający – jak ja - serię „Hugo”. Niemniej czytelnik ten – jak ja – powinien też pamiętać, że w tzw. międzyczasie posunął się do przodu nie tylko czytelnik serii „Hugo” (wydawała ją pamiętna firma Orbita), ale też autor.
Co usprawiedliwia rysunkowe uproszczenia. Ale i nakazuje chwalić fabułkę „Smoczej krwi”.
autor recenzji:
Mamoń
21.09.2024, 23:36 |