ALDEBARAN. ODSŁONA SZÓSTA
Wracamy do Aldebarana. Tym razem Leo proponuje cykl zatytułowany „Neptun”. I proponuje kolejną wyprawę przez kreowany od lat komiksowy wszechświat.
Wyprawę dla ortodoksyjnych fanów, którzy chcą jeszcze odkrywać z nim kolejne, aldebaranowe zakątki. Zakątki, które teraz oscylują wokół Neptuna. A dokładnie dryfującego gdzieś obok niego Statku-Świata. Wielkiej rury, z której wysłany zostaje w stronę ZIemi latający spodek. Załoga nie przeżyła. Szczegół tylko, że na statku tym pojawiają się napisy po angielsku. Czy więc to kosmici? Czy może jednak nasi krajanie z Ziemi?
Odpowiedzi na te pytania poszukać ma Kim (no przecież, wiadomo) a także Manon, która kończy właśnie kurs na agenta ONZ. To one mają wejść do rury, odsłonić jej tajemnice. To one mają poszukać w rurze życia. Okazuje się bowiem, że znajdują się w niej nie tylko będące czyimś wytworem nanoroboty i półroboty, ale też ziemianie oraz przedstawiciele planety Var-At-Niss.
Słowem – niewiele się zmienia. Leo dalej żongluje swoimi bohaterami. Do Kim i Manon dorzućmy jeszcze faceta tej pierwszej, czyli Marka oraz drugiej – Alexa. Nie może zabraknąć też Calterian, którzy znów przychodzą z pomocą i paru innych "gadających głów".
Cykl „Neptun” jest znacznie krótszy niż „Aldebaran”, „Antares” czy „Ocaleni”. To zaledwie dyptyk. Dzięki temu Leo nie rozwleka fabuły, ale stara się (na ile mu wiek pozwala) poskładać sprawnie fabułę i pchać ją do przodu. Na koniec zostawiając sobie furtkę na kontynuację. I ta nastąpi. Dyptyk „Bellatrix” już czeka na polską wersję.
autor recenzji:
Mamoń
30.08.2024, 23:38 |