WEHIKUŁ CZASU TO BYŁBY CUD
A jednak cuda się zdarzają. Po latach ukazuje się 24 numer magazynu „Produkt”. Jego lektura jest niczym wehikuł czasu przenoszący do pięknych lat 1999-2004. Właśnie wtedy na nasz rynek trafiły 23 numery magazynu dziś uznawanego za magazyn kultowy.
To w „Produkcie” ukazywały się m.in. „Osiedle Swoboda” Michała Śledzińskiego, „Emilia, Tank i Profesor” Filipa Myszkowskiego, „Cichy kącik KRL-a” Karola Kalinowskiego, „Gangsta” Śledzia i Kurta, „Josephine” Clarence’a Weatherspoona czy „Phantasmata” Piotra Kowalskiego i Rafała Gosienieckiego. Komiksy, które zebrane w jednym miejscu tworzyły mieszankę wybuchową. Pokazywały, że w Polsce można robić nowoczesne komiksy, „oderwane” od klasyków, od tradycyjnego myślenia o komiksie. Można robić rzeczy społeczne, pełne szalonego humoru, sensacyjne, wiktoriańskie, zakwaszone… Można robić je na wkurwie, będąc w opozycji do tych wszystkich, którzy oburzali się, że komiks jest w niszy. „Produkt” był dowodem na to, że z niszy wyjść można. Był dowodem przez 23 numery. A potem wziął i się zamknął.
Na szczęście „produktywni” dalej tworzyli. Śledziu ciągnął „Osiedle Swoboda”, równolegle pracując nad innymi rzeczami. KRL stworzył „Łaumę” i „Kościsko”. Weaterspoon pocisnął „Josephine” oraz „Toshiro”. Do tego wspomnieć trzeba jeszcze o wybrykach braci Minkiewiczów („Wilq”, „Pan Wiedźma”), duetu Rafał Skarżycki/Tomasz Leśniak (np. „Jeż Jerzy”, „Polska mistrzem Polski”) czy Marka Lachowicza („Człowiek Parówka”), którzy przecież też byli obecni na „produktywnych” łamach.
A teraz wzięli i wrócili. Z nowym numerem „Produktu”. Ukazuje się 25 lat od premierowego numeru i jednocześnie 20 lat po numerze będącym wtedy ostatnim. Śledziu w roli naczelnego znów zebrał „produktywnych”. A ci zaserwowali to, z czego są najlepiej znani. Dość powiedzieć, że mamy tu „Osiedle Swoboda”, „Jeże Jerzego”, „Emilię, Tanka i Profesora”, „Gangstę”, „Toshiro”, „Phantasmatę” ale też „Aurorę”, ‘Człowieka Parówkę”, „Pure Hemp” czy „Wilq”. Do tego – jak to drzewiej bywało – publicystykę komiksową i okołokomiksową. A wszystko na… 224 (!) stronach, częściowo w kolorze.
Dla tych, którzy stary „Produkt” pamiętają (no ba) będzie to sentymentalna podróż w czasie (choć w tej samej, dobrze znanej przestrzeni). Dla tych, który nie mieli tego szczęścia – dowód, że Polak potrafi. Zajebiście potrafi. LEKTURA OBOWIĄZKOWA.
autor recenzji:
Mamoń
20.12.2024, 23:19 |