MARS STORY
Pobudka, praca, przerwa na posiłek, fajrant, dom, sen… Tak wygląda marsjańska codzienność tych, którzy trafili na czerwoną planetę, by pracować w kolonii, na rzecz rozwoju międzyplanetarnej sieci kosmicznej. Tak wygląda też rzeczywistość Kida, bohatera komiksu „Nawet nas tu nie ma” Filipa Jędrzejewskiego.
Co intrygującego może być w takiej rzeczywistości? O to zadbał już autor. Początkowo wprowadza nas w pewien rytm, w pewien schemat, w którym – trochę jak w więzieniu - musi odnaleźć się Kid. Do czasu, gdy pojawia się San. Dziewczyna, z którą bohater zaczyna budować pewną relację. Zaczyna wychodzić poza schemat. Zaczyna odkrywać nowe (na różnych płaszczyznach). Znów do czasu, gdy kończy służbę, a ona zostaje na Marsie jeszcze na dwa lata…
„Nawet nas tu nie ma” to historia uniwersalna o budzącym się związku. Zbudowana na wspomnieniach, marzeniach, potrzebie dzielenia się i bycia z kimś. Dlatego równie dobrze Mars mógłby być Warszawą, Berlinem czy Nowym Jorkiem (że zapowiem komiks „Połączenia”, o którym parę słów niebawem). Wszędzie relacja między Kidem a San mogłaby wyglądać podobnie. A Mars? Finalnie powoduje, że dystans miedzy nimi staje się jeszcze większy.
I to będzie punkt wyjścia do ciągu dalszego tego komiksu. Komiks Jędrzejewskiego na grzebiecie wyposażony został w „jedynkę”. I to jest pewne zaskoczenie. „Nawet nas tu nie ma” to bowiem kolejny, wydawany przez Kulturę Gniewu album, który powstawał pod okiem prof. Daniela Mizielińskiego na warszawskiej ASP (to w sumie dobre miejsce, by wyłuskiwać debiutantów z potencjałem, stąd zacnie, że znalazł się edytor, który postanowił pokazać te prace szerzej). W sumie mógłby więc tu się kończyć, gdzie kończy.
![]() |
autor recenzji:
Mamoń
10.02.2025, 14:11 |