NIE BOJĘ SIĘ, GDY CIEMNO JEST. CHYBA, ŻE ZAGRA KAKOFONIX
Przed nami „Asterix* i Normanowie”. Dziewiąty już album z dzielnymi Galami wydany w nowej edycji serii panów Rene Goscinnego i Alberta Uderzo.
Tym razem to nie Asterix i Obelix ruszają swoje cztery litery i jadą w starożytny świat, ale okolicę wioski Galów nawiedzają nieznający strachu Normanowie (nie mylić z Wikingami). A skoro strachu nieznający, próbujący dowiedzieć się czym jest to, czego do tej pory nie zaznali na własnej skórze.
I tak Autografson, Batyskafson, Niepotrafson, Telegrafson, Stenografson czy Paragrafson pod wodzą Zastafsona stają się dla jednych – jak Skandalix – powodem zmartwień. Dla innych – jak Asterix i Obelix – w sumie powodem do kpin. Wreszcie dla Kakofonixa – odbiorcami wymarzonymi, do których jego muzyka w końcu dociera. I paraliżuje – ze strachu – wszelkie kończyny.
Goscinny ciągle jest w znakomitej formie. Znów czerpie z możliwości, jakie daje mu wprowadzenie do fabuły kolejnej nacji. Uderzo już ma doskonale wypracowany styl, który umiejętnie wykorzystuje tworząc następne, asterixowe plansze. Nic, tylko czytać.
W dodatku czytać nie tylko komiks. Album „Asterix i Normanowie” znów obudowany jest mnóstwem tekstów poświęconych bohaterom, nawiązaniom czy tribiutom okraszonych szkicami, rysunkami a nawet zdjęciami normandzkich… musztardówek.
Niezmiennie tę edycję polecam.
* niezmiennie będę trzymał się formy z „x” na końcu.
![]() |
autor recenzji:
Mamoń
26.03.2025, 23:45 |