KUROSAWA SPOTYKA MILLERA
„Rashomon”. W 1950 roku filmem o takim właśnie tytule Akira Kurosawa (1910-1998) wypłynął na międzynarodowe wody. Obraz powstał na bazie opowiadań Ryūnosuke Agutagawy (1892-1927). W 2025 roku dostajemy komiks „Rashomon”. Victora Santosa również inspirują teksty Agutagawy. Zbieżność tytułów nie jest więc przypadkiem…
Komiksowy „Rashomon” to opowieść, w której klimat feudalnej Japonii miesza się z historią kryminalną utrzymaną w duchu noir. To komiks, gdzie komisarz Heigo Kobayashi próbuje rozwikłać kolejne zagadki kryminalne. Rashomon – tytułowa Brama Duchów – jest miejscem, przez które wchodzimy w mistyczny świat morderstw.
Pierwsza z nich dotyczy zwłok znalezionych przy drodze do Yamashiny. Wiadomo, że to Takeiro Kanazawa – samuraj z miasta Kofiuku. Znaleziono przy nim sznur i grzebyk. Wiadomo, że na miejscu była kobieta. Ale co wydarzyło się feralnego dnia w feralnym miejscu? Z kawałków opowieści Santos buduje narrację. Tylko, że jak wierzyć któremukolwiek z głosów, skoro każdy mówi o tym samym zdarzeniu zgoła inaczej? Komu wierzyć, gdy mówi o zabitym, o mordercy i o motywie? Komu wierzyć, gdy na próbę wystawiane są zasady, jakimi – teoretycznie – kierują się wojownicy?
Drugie ze śledztw dotyczy rzekomego mordu naczelnika Kiry Kokuzenosuke. Jego ciało – pozbawione głowy – znaleziono na dziedzińcu domu. I znów zaczyna się słuchanie świadków, Znów zaczyna się składanie okruchów, z których komisarz Kobayashi próbuje coś wyłapać. Znów zaczyna się mozolne „kopanie” w „starych śmieciach”, by dojść do samurajów z Ako, za którymi stoją skandale ich pana. Santos – podobnie jak Agutagawa i Kurosawa – w obydwu historiach, z jakich powstał komiks, w trakcie lektury zostawia nam pole do interpretacji. Pozostawia z pytaniami, byśmy sami próbowali domykać śledztwa w głowach.
Tak, jak nowatorskie były teksty Agutagawy oraz film Kurosawy, tak nowatorski jest też komiks Santosa. Może nie tyle pod kątem fabuły – ta „siedzi” w klimacie japońskich mistrzów – ale pod kątem grafiki. Autor połączył kilka szkół, tworząc swą własną stylistykę. Po pierwsze, bazuje rzecz jasna na japońskich rycinach, japońskiej sztuce, architekturze, tradycji. Ale jednocześnie przenosi ją do bardziej współczesnej nam stylistyki. Nie da się nie zauważyć fascynacji dwoma mistrzami komiksu amerykańskiego. Rzecz jasna pierwszym jest Frank Miller. W „Rashamon” mamy mnóstwo graficznych patentów wziętych wręcz z jego „Sin City”. Drugim – Mike Mignola. Szczególnie w pierwszym ze śledztw - bardziej mistycznym – nie mogło zabraknąć potworów i duchów. A nie od dziś wiadomo, że te są specjalnością ojca Hellboy’a.
Podsumowując całość? Ciekawe połączenie dwóch światów – feudalnej Japonii (głównie) w słowie i współczesnej Ameryki w rysunku. I w sumie mógłby z tego powstać ciąg dalszy. Aha. „Rashomon” ukazuje się w dwóch wersjach. Podstawowa to wersja kolorowa. Fani Millera powinni poszukać wersji limitowanej, w czerni i bieli.
![]() |
autor recenzji:
Mamoń
23.02.2025, 23:43 |