Niech nie zmylą was pozory. Xinophixerox to żaden miły stworek. To skurwiel, jakich mało.
Xinophixerox (cóż za nazwa!) wygląda jak mały, skrzydlaty wieloryb. I – nie powiem – na początku wzbudza sympatię czytelnika. No bo cóż mógłby zrobić taki maluch? A okazuje się, że może. I gdy tylko się pojawi, oznacza to kłopoty. Tak też jest tym razem. A wszystko zaczyna się od układu, jaki przed laty zawarła z mrocznymi siłami Marta Likk. Dziewczyna, która szalenie chciała zostać utalentowana pisarką.
Teraz próbuje uciec od piętna, zaszyć się w niewielkiej osadzie i rozpocząć zupełnie nowe życie. Zapomina jednak, że Xinophixerox (cóż za nazwa!) łatwo nie odpuszcza. I zawsze wróci po swoje. Nawet wtedy, gdy zostanie zamrożony na długie 85 lat…
Wygląd małego demona to jedna ściema jaką zafundował nam Sandoval. Druga to forma komiksu. Niech nie zmylą was rysunki wyglądające niczym z baśni dla najmłodszych. Chociaż... "Wybryki Xinophixeroxa" są właśnie taką baśnią. A że z planszy na planszę staje się bajką coraz bardziej koszmarna, coraz bardziej horrorowata? Bywa.
Takie same są rysunki. Doprawdy przepiękne, ale jednocześnie przerażające. Akwarelki, z których wylewa się największe zło. Wyrastające nagle z maszyny do pisania macki, zagubione w lesie dzieciaki, demoniczne postaci, które kilka dni wcześniej zaginęły bez wieści, wreszcie gotujący demoniczne zupki Xino, z głową pełną najstraszniejszych pomysłów.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.