UWAGA! SPOILERY!
Baśnie... Ech... jakże ja kocham te klimaty :) Niby normalne a jakże "nienormalne" :) Fantasy w świecie zwykłych zjadaczy chleba - ukryte królestwo :) No dobra, przyznałem się - komiks w moim guście, więc będzie miło...
Co więc my tu mamy? Na pierwszy rzut oka to mamy prosty "kryminałek". Takie płyciuchne i kombinowane coś, którego istnienie jako opowiadania przeszłoby by pewnie bez echa... gdyby nie otoczka inności. Coś całkiem zwykłego w zupełnie niezwykłym świecie... Domniemane zabójstwo w królestwie bajki, w którym od wieków nikt nikogo już nie morduje - wszyscy zyją w zgodzie, po cichu, na wygnaniu... jak ludzie. Ale może po kolei...
Dawno, dawno temu... było sobie królestwo bajek. Niestety, któregoś dnia pojawił się zły Adwersarz i zrobił złą rewolucję. Bajkowcy, którzy chcieli pozostać przy życiu musieli opuścić swoją krainę. Musieli uciekać gdzieś, gdzie ich prześladowca nie dotrze... wybrali nasz świat. Żyją między nami od pokoleń, po wielkiej amnestii nikt nikomu nie jest wrogiem, wszyscy się "kochają" i sielankowo mija rok za rokiem. Aż tu nagle... zabójstwo! Znaczy wszystko na to wskazuje. Jest krew, masa krwi... jest ofiara, znaczy się właśnie szkopuł w tym, że tak naprawdę to jej "nie ma" - a dokładniej, nie można jej znaleźć... i tutaj pojawiają się główne postacie naszego kryminału: domniemana ofiara - Róża Czerwona, zmyślny acz flejowaty (co nie oznacza, że nie groźny...) detektyw - Wilk (nie ten od Kapturka... ten od Świnek)... i cała rzesza podejrzanych bajkowców z chłopakiem domniemanej ofiary na czele. Zaczyna się śledztwo. Niby normalne... ale dziwne i bardzo przyjemne w odbiorze :)
Nasz detektyw Wilk wykonuje na pozór dziwne posunięcia. Polegające głównie na atakowaniu bez pardonu głównych podejrzanych, którzy starają się jak mogą by udowodnić swoją niewinność. Czytelnik przy okazji prób domyślenia się "o co w sumie temu Wilkowi chodzi"... poznaje historię bajkowców, odkrywa ich dziwne stosunki, dowiaduje się jak każdy z nich poradził sobie w świecie ludzi. To właśnie powoduje, że ten komiks nie jest nudny. Inaczej historia sfingowanego morderstwa warta byłaby jedynie słabszego odcinka Colombo... Napisałem sfingowanego?! Ups... no i wygadałem się ;) Skoro stało się... Powiem tyle: nie było żadnego morderstwa a jedynie dosyć misternie ułożony plan (hihi, tak o nim myśleli nasi mali kombinatorzy...) wyłudzenia pieniędzy a przy okazji wyprostowania paru zawiłości życiowych niedoszłej ofiary, jej chłopaka... i kilku innych bajkowych postaci. Całość jednak kończy się "happy endem"... każdy dostaje coś miłego od życia... poza głównym bohaterem, który niestety dostaje "kosza" :)
Treść komiksu jest na pierwszy rzut oka prosta. Jak wspomniałem wyżej - byłby to słaby kryminałek, gdyby nie "cała reszta". A ta "cała reszta" jest po prostu genialna. Bill Willingham porusza naszą wyobraźnię łechcąc ją co chwila strzępkami informacji o życiu bajkowców w naszym świecie... Oczy otwierają się ze zdumienia, gdy dowiadujemy się o jakże ludzkich perypetiach bohaterów. Śluby, zdrady, rozwody... bezrobocie, Internet, łatwy szmal, oszustwa? Ależ tak! Kiedy wpadłeś między wrony... musisz krakać jak i one :) Pierwszy tom "Baśni" jest jakby zamkniętą całością... ale doczekać się już nie mogę ciągu dalszego.
Graficznie komiks przedstawia się równie dobrze, jak pod względem scenariusza. Lan Medina ma miłą dla oka (mego oka!) kreskę. Realistyczną, dokładną i nie zmuszająca mnie do nadmiernego męczenia oczu i zastanawiania się: "na co ja teraz patrzę?". Rysunek jest czytelny, sytuacje przedstawione w sposób oczywisty i wystarczająco dynamiczny (kiedy trzeba). Jednym słowem - milusio się na to patrzy.
Kończąc napiszę jedynie - warto przeczytać, warto posiadać, i pewnie warto będzie kupić kolejne tomy... By móc często wracać do lektury :)
autor recenzji:
Warlock
08.09.2009, 08:21 |