Wąsik. Pucki na policzkach. Zrośnięte, krzaczaste brwi i bujna czupryna. Oto Juan Belmonte. Matador. Samotny matador. Bohater komiksu „The Lonely Matador” opublikowanego przez Centralę. Wydawca reklamuje, że komiks ten jest hołdem złożonym Juanowi Belmonte. Matadorowi, któremu po „latach urazów, wina, cygar i niezliczonych romansów z kobietami, lekarz zalecił, aby zmienił dotychczasowy tryb życia. Lecz ten zadecydował, że wolałby raczej umrzeć. Ostatni raz okrążył swoje ranczo na koniu, po czym strzelił sobie z pistoletu w głowę.”
Historia, którą stworzył Jay Wright jest fikcją. Autor założył sobie, że Belmonte nie popełnił w 1962 roku samobójstwa i pokazał, jak też wyglądałoby jego „życie po życiu”. Na łamach „Matadora” zilustrował dokładnie sześć dni pana Juana - od poniedziałku do soboty. W sumie nie jest ważne, w jakim momencie roku te sześć dni zostanie osadzonych. Można wręcz przypuszczać, że pokazane zachowania to norma. Poniedziałek - wspominanie wielkich chwil na arenie korridy. Wtorek - spacer z psem do sklepu. Środa - wizyta na siłowni „Better Bodies”. Czwartek - telewizja... I tak dalej. W kółko to samo. Słowem - banał i nuda! Ale banał i nuda jak pokazane! Komiks „The Lonely Matador” to małe dzieło sztuki. Wright śmiało komponuje całe plansze (dokładniej plansze sklejane ze sobą parami). Umieszcza na nich pokracznego matadora w zwykłych sytuacjach. W pociągu podmiejskim. Wybierającego jadło w markecie. Ślęczącego przed szklanym ekranem. Szalejącego ze swoim psiakiem na placu zabaw, gdzie znów wciela się - choć na krótką chwilę - w wielkiego matadora...
Komiks „The Lonely Matador” jest efektem konkursu ogłoszonego w ramach festiwalu Ligatura (praca Wighta zdobyła w 2011 roku pierwsze miejsce na tzw. pitchingu, czyli prezentacji twórców podczas festiwalu Ligatura). Jej wydanie albumowe jest dopieszczone w każdym calu. Ba. Introligatornia musiała się przy nim nieco pobawić. I nie chodzi mi tylko o grubą, kartonową okładkę. Raczej o ciekawostki, które „wypadają” z wnętrza komiksu. Kiedy Belmonte wyciąga z szuflady kopertę ze zdjęciami, my też możemy do niej zajrzeć (na jedną ze stron doklejona jest koperta z „fotkami” właśnie). Kiedy ogląda reklamę przed sklepem, możemy przyjrzeć się jej z bliska, wyjmując z komiksu plakacik w formacie A-3. Podobnie jest, gdy Juan - w finale komiksu - kładzie się spać, z bliska możemy obejrzeć inny plakat ze ściany jego domu, na którym widzimy go w pełnym stroju matadora. Takiego komiksu u nas jeszcze nie było! Centralo, brawa. I za jakość wydania, i za pokazanie samego „Matadora”.
|
autor recenzji:
Mamoń
20.07.2015, 14:21 |