Przyznaję. To pierwszy komiks z wydawnictwa Mucha, jaki trafił w moje ręce. Powód jest prosty. Jakoś nieszczególnie interesują mnie te wszystkie historie o superbohaterach w trykotach, którymi edytor raczy czytelników. „Daytripper. Dzień po dniu” to zupełnie inny komiks. Jakże „niemuchowy”. Autorzy - Gabriel Bá i Fábio Moon - zapytani o czym jest ich opowieść, odpowiedzieli z rozbrajającą szczerością: „O życiu”. Mieli usłyszeć, że powinni wymyślić lepszą odpowiedź. Spróbujmy jej poszukać. O czym jest „Daytripper”...
„Młodzi ludzie, by zapomnieć o życiu, sięgają po gazety - by czytać drukowane w nich komiksowe paski. Starzy ludzie, by zapomnieć o śmierci, sięgają po gazety - by czytać nekrologi. Moja rada: nie sięgaj po gazety i zajmij się własnym życiem.” - kartkę tej treści Brás de Oliva Domingos znajduje na biurku w pracy w dzień swoich 32 urodzin. Zostawia ją Jorge - kumpel, z którym niejednokrotnie próbował wyrwać się z rutyny. Dziś rutyną Brása jest pisanie nekrologów do jednej z gazet wydawanych w Sao Paulo. Krótkich notek wychwalających pod niebiosa tych, którzy odeszli z tego świata. Nie jest to jego szczyt marzeń. Chciałby - jak ojciec Benedito - być rozpoznawanym pisarzem. Chciałby jeździć po świecie, podpisywać na spotkaniach autorskich swe dzieła. Chciałby wyrwać się w świat. Poczuć wreszcie życie, chłonąć je. Bo przecież - jak mawia jego ojciec - „Życie jest jak przygoda”.
Przygoda ta może się w każdej chwili skończyć. Np. w wieku 32 lat możesz zostać zabity podczas napadu w knajpie, w samym śródmieściu Sao Paulo. Albo twoje życie może się zakończyć mając lat 28 - kiedy to odejdzie od ciebie kobieta, z którą spędziłeś ostatnie siedem lat. Czy też mając 47 lat na skutek komplikacji po operacji guza mózgu. Bo przecież wszystko jest możliwe. Dlatego autorzy zdają się mówić do Brása - stary, chrzań swoje niepowodzenia. Wstawaj. Walcz dalej. Walcz o swoje. Twoją najważniejszą książką jest twoje życie i tylko do ciebie zależy, jak ją zapiszesz.
Autorzy karty swojego komiksu (swojej książki) zapisują w na tyle poruszający sposób, że lektura tej grubej, liczącej około 250 stron cegły przypominała mi nieco lekturę „Małego Księcia”. Z tymi wszystkimi spostrzeżeniami na temat życia, na temat tego, co jest w nim ważne. W nieskończoność można cytować stwierdzenia ojca Brása - „Szukaj chwil, których nie zapomnisz”, „Życie jest jak przygoda”... Przygoda, która ma pewny jedynie początek i koniec.
W komiksie tym sny mieszają się z rzeczywistością. Nie wiemy tak naprawdę gdzie zaciera się granica między tymi wymiarami. Po pierwszym z rozdziałów (pierwotnie „Daytripper” ukazał się w dziesięciu zeszytach, polskie wydanie to zbiór ich wszystkich w jednej grubej książce) kończącym się sceną śmierci Brása zastanawiamy się o co tu chodzi? Wszystko wyjaśnia się w ostatnim epizodzie, gdy widzimy dziarskiego staruszka w towarzystwie żony (poznanej kilka dekad wcześniej Any; mają razem syna Miguela), któremu bezpiecznie udało się przebrnąć życiowe zakręty i udaje się być zadowolonym z tego, jak zapisał swoją kartkę w historii.
„Daytripper” nie jest żadną graficzną perełką, to po prostu porządnie narysowany komiks. Jest za to perełką fabularną, po lekturze której trudno nie zgodzić się z przytoczonym na początku stwierdzeniem autorów, że „Daytripper” to komiks o... Życiu. Jakkolwiek banalnie to brzmi. To komiks o potrzebie złapania go. O potrzebie realizacji marzeń. Ale by to było możliwe, „aby podążać za marzeniami, musisz chwycić życie”. Chwytajmy więc je. I pamiętajmy: „żadna praca nie jest warta tego, by dla niej umierać.”
|
autor recenzji:
Mamoń
29.03.2015, 14:25 |