Ta okładka może mylić. Dziewczyna z wielkim lokiem wykręconym na głowie, wyluzowany brodacz i jeszcze jeden gość z fryzurą a’la Jimi Hendrix. Niczym z cartoonowej opowieści. Nic bardziej mylnego.
Ta dziewczyna to Agata. Brodacz to jej facet Szymon, a kudłaty to Marcel, którego brat Karol siedzi właśnie w Londku. Agata to też autorka „Rozmówek polsko-angielskich”. Nie wiadomo czy kiedykolwiek by powstały, gdyby nie szalony pomysł rzucony na wschodzie Polski: a może by tak wyskoczyć do Londynu... Od tego wszystko się zaczęło. Agata spędziła na Wyspach Brytyjskich w sumie dwa miesiące - od 1 lipca do 30 sierpnia 2008 roku. Jednak choć od powrotu minęły cztery lata, równie dobrze mógłby to być kalendarz z datą 2010 czy 2012. Na Wyspach raczej (piszę raczej, bo nie byłem) niewiele się zmieniło.
„Rozmówki...” prowadzone są chronologicznie. Agata Wawryniuk odsłania kolejne kartki z kalendarza. Przylot. Poszukiwanie miejscówki do przenocowania. Poszukiwanie pracy - jednej, drugiej, trzeciej... Ucieczka przed mieszkaniową mafią. W końcu normalnie zarabiane pieniądze. Wreszcie powrót, po którym autorka-bohaterka stwierdza: „Jakoś czuję, że tu bardziej pasujemy...” Bardziej pasujemy do polskiego rozpierdzelu, do polskiego piekiełka, niż do brytyjskiego raju, który... No właśnie. Komiks utrwala kilka stereotypów o wyspiarzach. Już na pierwszych planszach pojawia się tusza, lokalna gwara „jordi”, która jakże odbiega od szkolnego angielskiego, agencje pracy pełne naszych rodaków (często ni w ząb nie kumających angielskiego...), jednakowe domy na przedmieściach zasiedlane przez Polaków, Irakijczyków, Azjatów... Zasiedlane przez niepłacących czynszów kombinatorów jak Boguś, u którego w końcu ląduje nasza ekipa. Pojawiają się kolejne miejsca, gdzie można zarobić trochę funciaków: fabryka papieru toaletowego, taśma gdzie zakręca się flaszki z wybielaczem, szpital, coraz to nowsze knajpy, kelnerzenie na imprezach, wytwórnia rzeczy z folii, gdzie każdy jest malutkim - pracującym jak robot - trybikiem w maszynie... Słowem: obrazki z kolejnych miejsc przeplatane ciągłym burczeniem w brzuchu.
Komiks Agaty Wawryniuk to komiksowa obyczajówka. Obyczajówka, która pokazała pewną niszę. Piękną do wykorzystania w polskim komiksie. Nikt tak naprawdę do tej chwili nie zaczepił tematu Polaków mieszkających w Londynie, czy szerzej na Wyspach. Autorka niejako zaczyna przebijać się z tym tematem. Stworzyła znakomity albumik opisujący jej brytyjska przygodę. W sumie krótką, trwającą raptem dwa miesiące.
Ciekawi mnie cóż do powiedzenia mieliby ci, którzy W Londku zaczęli nowe życie. Założyli rodziny, odnaleźli się znacznie lepiej niż w polskich realiach. Może to pomysł na coś większego niż kilkadziesiąt plansz wciągających „Rozmówek polsko-angielskich”?
|
autor recenzji:
Mamoń
12.07.2016, 14:39 |