O przeczytaniu Gyo marzyłem, odkąd lata temu w magazynie Kawaii przeczytałem artykuł na jego temat i zobaczyłem kilka przykładowych grafik. W końcu jestem fanem horroru – nie tylko tego japońskiego, choć akurat jego odmianę cenię sobie w szczególności – a mangowe opowieści grozy, jako jedyne potrafiły wywołać we mnie coś na kształt niepokoju (to samo tyczy się japońskich książek – choć nigdy przy żadnej lekturze tak naprawdę się nie bałem). W dziele Ito natomiast dostrzegłem coś, co mnie urzekło: realizm, mrok, swoiste szaleństwo i element nieuchwytny, a jakże przekonujący do wizji autora. I chociaż w ostatecznym rozrachunku po rewelacjach, jakie pojawiają się w mandze, trudno powiedzieć, by było to dzieło do końca spełnione, to i tak Gyo pozostaje jednym z najlepszych komiksowych horrorów, jakie czytałem i chce się do niego wracać.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.