|   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
Wielkie Archiwum Komiksu

RECENZJA WYBRANEJ POZYCJI

1153
Vincent i Van Gogh  [2013]
tytuł:
Vincent i Van Gogh
rodzaj pozycji:
scenariusz:
rysunki:
format wydania:
210 x 290 mm
rodzaj papieru:
kredowy
rodzaj oprawy:
twarda
rodzaj druku:
kolor
liczba stron:
128
wydawca polski / rok wydania:
wydawca oryginału:
cena:
79,00 zł
podziel się recenzją:
recenzje do pozycji [1]:
Gdyby Vincent Van Gogh tworzył komiksy, wyglądałyby dokładnie tak, jak album „Vincent i Van Gogh”. Jego autor - Gradimir Smudja – doskonale wszedł w buty Holendra. Ale przy okazji zakpił sobie z jednego z najważniejszych malarzy XIX wieku.

Smudija wszedł w buty Van Gogha dosłownie. Trzeba nadmienić, że po wyjeździe z serbskiego Nowego Sadu - po tym, jak do władzy doszedł Slobodan Milosevic - zakotwiczył się w Szwajcarii, gdzie kopiował obrazy impresjonistów i postimpresjonistów, zgłębiając dokładne sekrety ich technik. Doświadczenia zdobyte przy tego typu fuchach przeniósł następnie na język komiksu, publikując w 2003 roku album „Vincent i Van Gogh”. Historię oparł na biografii malarza. Ale jego żywot podzielił na dwa: żywot kota Vincenta i żywot Theodore’a Van Gogha. Van Gogha poznajemy na paryskim Montmartre. Vincenta w prowansalskim Arles, gdzie stykają się ich ścieżki. Od tej chwili tworzą tandem nie z tej ziemi. Van Gogh nie byłby sobą, bez Vincenta. To kocur dopieszcza jego niezbyt wprawnie malowane obrazy szaleństwem. To on też sprawia, że życie malarza zaczyna „odklejać” się od rzeczywistości. Zamiast trwać w rzeczywistości, zaczyna chłonąc barwy, zapachy, (a pewnie i smaki) Prowansji. Staje się sfazowane, jak po dobrej dawce narkotyku. Szybko jednak się okazuje, kto w tym duecie rządzi, To nie Van Gogh, ale Vincent podrywa najpiękniejsze panienki - włącznie z orientalnymi muzami Paula Gauguina - jest stałym bywalcem najlepszych burdeli, ale i popada w coraz większe tarapaty z prawem. A Van Gogh? A to przenocuje na rynnie, a to znów wybierze się na spacer, by odnaleźć swój ulubiony cyprysik. Taka z nich para - kot bez skrupułów i malarz bez talentu!

Ale - jak napisałem - z ich dwóch daje się złożyć żywot Vincenta Van Gogha, tego prawdziwego. Komiksowy bohater rzeczywiście handluje dziełami sztuki uznanych już twórców. Rzeczywiście dostaje też po głowie, gdy zaczyna wyciągać swoje próbki malarskie (w komiksie pojawia się scena, gdzie „dzieła” oceniają Gauguin i Henri Tolouse-Lautrec). Rzeczywiście też rusza na południe - na dachu pociągu (!) - by w Prowansji szukać natchnienia. Rzeczywiście to tam wypracowuje swój charakterystyczny styl. Rzeczywiście traci ucho. I wreszcie rzeczywiście też popełnia samobójstwo, strzelając sobie w głowę. A czy akurat przytrafia się to komiksowemu Vincentowi, czy też Theodore’owi? Szczegół. Gradimir Smudja tworząc tę historię na planszach przemyca całe mnóstwo smaczków. Mało brakuje, a malarz straciłby ucho już w pociągu do Arles. Pod maską kocicy skrywa się Bardotka, przez Montremarte przemyka królik (ten z kabaretu Le Lapin Agile). Co i raz dostajemy na planszach portret Van Gogha znany z jego autoportretów. Ale najfajniejszym smaczkiem jest Van Gogh stawiający na grobie Vincenta... słoneczniki!

Prócz historii sprzed dekady, w polskim wydaniu znalazł się też komiks przygotowany na 25-lecie Muzeum Orsay, które zbiegło się z 120. rocznicą śmierci artysty. I to dopiero jest jazda bez trzymanki! Autor do jednego wora wrzuca naszych bohaterów, którzy na chwilę wychylają nosa z wygodnych (?) grobów, Alfreda Hitchcocka, który kręci właśnie o nich film, podrzędną aktoreczkę :) Marylin Monroe, songi Elvisa Presleya, a do tego dorzuca dziewczynkę Claire, która o mały włos nie ginie pod kołami auta, goniąc swojego kota. Miesza też miejsca oraz czas. Paryskie Muzeum Orsay przenika się z hollywoodzką fabryką snów, a do roku 2017 - kiedy to widzimy Paryż po nuklearnej zagładzie - skaczemy praktycznie z roku 1915, kiedy to z przerobionego później na muzeum dworca odjeżdżały jeszcze pociągi.

Album Serba to prawdziwe dzieło sztuki. To też prawdziwy hołd oddany i Van Goghowi, i w ogóle całemu środowisku XIX-wiecznych malarzy. Autorowi należą się też słowa uznania za to, że Van Gogh w komiksie rzeczywiście wygląda jak Van Gogh z obrazów. Obrazy z kolei - jak dzieła jego autorstwa. Komiks zaś wygląda tak, jakby powstał nie w wieku XXI, ale w wieku XIX, kiedy panował impresjonizm i postimpresjonizm.
autor recenzji:
Mamoń
23.10.2016, 21:17

RECENZENCI

BroosLi
[7]
Charles Monroe
[17]
Chudi_X
[3]
Dariusz Cybulski
[442]
Edward Weaver
[2]
Joan_Johnson
[1]
Mamoń
[1096]
McAgnes
[1]
Modli
[1]
MonimePL
[146]
Percival
[2]
Ronin
[3]
Warlock
[4]
wkp
[2379]
KOMIKSY, MANGI, CZASOPISMA, KSIĄŻKI, ARTBOOKI, FIGURKI, GADŻETY I INNE
Komiksiarnia
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Przypominamy, iż do czasu uzupełnienia bazy danych nowej wersji strony informacje o starszych pozycjach znajdziecie na łamach poprzedniej wersji witryny:
Old WAK!
Copyright © 1997-2024 WAK - Wielkie Archiwum Komiksu | Strona działa od 21 lipca 1997 | Idea, gfx & code: Warlock | Stan odwiedzin: 5052239
Copyright © 1997-2024 WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
Start witryny: 21 lipca 1997 | Idea, gfx & code: Warlock
Stan odwiedzin: 5052239