„Dziewięciomiesięczne oczekiwanie na dziecko. Czas, w którym wszystko się zmienia. Życie zyskuje nowy wymiar, a myśli zaczynają krążyć po orbicie rosnącego brzucha, zamiast kotłować się wokół kwestii jeszcze do niedawna ważnych, a teraz pozbawionych znaczenia. Okres, w którym kobieta fizycznie rozkwita, znajdując się przecież w stanie błogosławionym.” To czas, który Olga Wróbel narysowała w komiksie „Ciemna strona Księżyca”.
To „40 tygodni na ułożenie wewnętrznych demonów do snu i nawiązanie emocjonalnego kontaktu z przyszłym dzieckiem, podczas gdy szczęśliwa rodzina przynosi w darze owoce (bo to samo zdrowie), tłuste morskie ryby (bo wyjątkowo cenne dla rozwoju mózgu) i urocze ubranka (takie niewiarygodnie małe!). Czy tak to sobie wyobrażacie?”. Nic bardziej mylnego. Tych 40 tygodni w życiu Olgi Wróbel i Daniela Chmielewskiego (kulturoznawcy i korporacyjnego speca od transportu; a w wolnym czasie twórców komiksów) to ciągła huśtawka nastrojów. Sama autorka najlepiej pokazuje to na dwóch kadrach. Na pierwszym z nich siedzi odprężona w pozycji kwiatu lotosu (obrazek ten powtarza się na okładce) z uśmiechniętym, wyluzowanym brzdącem w brzuchu. Obok dopisek: „wydawało mi się zawsze, że ciąża napełni mnie wewnętrznym spokojem i wyciszy wszelkie leki”. Na drugim – wyraźnie przytłoczona Olga szlocha, pytając: „Jesteś tam w ogóle? Daj znak. Proszę.”
Ciąża pokazana w komiksie to jeden wielki ciąg lęków i niepokojów związanych z tym, cóż też dzieje się wewnątrz autorki. To wkurw na cały świat. Na ciągle pojawiające się komentarze choćby ze strony pani Władzi z magazynu muzeum, w którym Olga pracuje. Wystarcza krótkie: „Coś mały ten brzuch” by zaraz w głowie kłębiły się myśli, czy aby u Grety – tej, która rozwija się wewnątrz autorki/bohaterki - wszystko jest w porządku. Czy aby na pewno urodzi się zdrowa? Albo czy przypadkiem Olga nie umrze przy porodzie?
Komiks dzieje się między 17 listopada 2011 kiedy to na teście ciążowym pojawia się blada kreska, a 20 lipca 2012, kiedy to o godzinie 9.03 na świat przychodzi ważąca 3250 gramów i mierząca 54 centymetry Greta Chmielewska. Podzielony został na trymestry. Trymestr wymiotów, trymestr wątpliwości, trymestr czekania… Czas wypełniony poznawaniem ciążowych przesądów: „Nosisz korale, dziecko owinie się pępowiną” albo „Siedząc z nogą na nogę miażdżysz dziecku głowę”. Wybuchowych mieszanek kulinarnych. Wysłuchiwania mądrości starszych i bardziej „doświadczonych”. To obserwacje dzieciaków. To zbieranie ubranek po znajomych. Wreszcie - na ostatnich planszach - w ostatniej fazie ciąży zwolnienie z pracy i życie godne emeryta.
Olga w swoim komiksie jest jak kopciuszek. Jak kulista istota w zbyt wielkich ciuchach wędrująca sobie po tym świecie. Z „Ciemnej strony Księżyca” wylatuje jakiś smutek. Ten smutek potęguje grafika. Brudna, dołująca. Olga na kadrach uśmiecha się z rzadka, ale „przenoszenie na papier szczęśliwych momentów wydawało się (jej) strasznie banalne”. Dzięki temu jej „pamiętnik ciążowy” stał się – jak sama pisze – prywatnym manifestem głoszącym, „że prawdziwe zmiany nie mogą być narzucone z zewnątrz i nawet szykując się do najbardziej uniwersalnej roli świata, można nadal pisać własnoręcznie swoje kwestie.”
Pomysł narysowania ciąży nie jest nowy. Przy tej okazji wspomnieć trzeba koniecznie o wydanym w 2006 roku przez Kulturę Gniewu komiksie Agaty „Endo” Nowickiej „Projekt Człowiek”. Było to wówczas swoiste novum na polskim rynku. Endo otworzyła się. Na niespełna pięćdziesięciu stronach Endo przedstawia dziewięć – jak zaznacza – najważniejszych miesięcy swego życia. Miesięcy, które były dla niej podróżą w nieznane - podróżą, z której wróciła z Milą. Była wtedy jedną z pierwszych artystek, które zdecydowały się napisać scenariusz w oparciu o własne doświadczenia.
|
autor recenzji:
Mamoń
25.02.2016, 14:23 |