To nie jest prosty w odbiorze album. Ale „Zapętlenie” ma w sobie coś, co nakazuje czytelnikowi przewracać strony. I mierzyć się z tematem podjętym przez Daniela Chmielewskiego. „Jest to album bardziej o percepcji niż o wydarzeniach. Istotne dla mnie jest wrzucenie czytelnika w wir nieznanego mu wycinka rzeczywistości i takie zakomponowanie całości, by musiał emocjonalnie i intelektualnie sobie radzić, brodząc w tej kotłowaninie jak podczas mocno zakrapianej imprezy u obcych ludzi”
Tematem… Odpowiedź na pytanie co jest tematem „Zapętlenia” nie jest łatwe. Album zaczyna się od kłótni związanej z wyjazdem jego na plener studentów warszawskiej ASP. Jego, czyli Chmielewskiego. Drugą stroną jest jego dziewczyna – Zuza. Po co tam jedzie? „Wszyscy jedziemy do jakiegoś El Dorado. Uciekamy. Wyłączamy się z życia, by przez ten tydzień być wyłącznie z samym sobą, ewentualnie wśród swoich, gdy będziemy ich potrzebować. Uciekamy przed partnerkami, dowalającymi się absztyfikantami, dzwoniącymi co pięć minut zleceniodawcami, apodyktycznymi ojcami, rytmem miejskiego dnia, Internetem, wszystkim, co nie jest nami, co jest spoza”. Jest więc „Zapętlenie” komiksem o poszukiwaniach. Własnego siebie.
Jest też komiksem o kryzysie. Na każdej płaszczyźnie. Kryzysie związku. Kryzysie pracy. Kryzysie twórczym. Opowiada o kolejnym zaliczeniu, przed którym ślęczysz nad pusta kartką, próbując COŚ na niej namalować. O kolejnym zleceniu na stronę internetową, które masz ochotę rzucić w cholerę. O dziewczynie, z którą rozchodzisz się coraz bardziej. Jest komiksem o artystach bez kasy. Będących przeciwieństwem „fagasów z SGH” wyrywających „cipy z forsą od rodziców”. Jest komiksem o Warszawie i Warszafce. Jest komiksem o poszukiwaniu drogi na powierzchnię. Można odnieść wrażenie, że dla Chmielewskiego tworzenie „Zapętlenia” jest formą psychoterapii. Wyrzucania z siebie syfu. Metodą na oczyszczenie. Jest próbą wyjścia z zapętlenia w mechanizmy, w których tkwi od lat.
Pewnie dlatego nie możemy być pewni co wydarzy się na kolejnej planszy. Autor przecież ma prawo (to jego komiks) nagle przełożyć obyczajową opowieść na tory przypominające rozprawę filozoficzną. Przecież może wejść do knajpy – do „Pubu pod Picadorem” - w której przy jednym stoliku będą siedzieć Zbigniew Herbert (twórca jedynego w polskiej poezji superbohatera) i Czesław Miłosz (ten, który wisi na ścianach szkół obok Marii Skłodowskiej-Curie i Lecha Wałęsy). Może przecież też się do nich przysiąść z kuflem piwa o rozpocząć dyskusję o Kierkegaardzie oraz o Bogu!
Jest też „Zapętlenie” próbą zmierzenia się z różnymi formami komiksowej narracji. Jest zapisem danej chwili (tego, jak w danej chwili autor się czuje i co ma do powiedzenia). Dlatego obok pełnych, kipiących detalem plansz, poskładanych z malutkich kadrów, pojawiają się takie, gdzie – na środku – umieszcza tylko dwa obrazki. Obok fotografii ustawia ryciny „w negatywie”. A całość kończy dziennik, w którym autor dzieli się rozterkami z czasów tworzenia. Chociaż… Komiks Daniela Chmielewskiego nie ma tak naprawdę końca. Autor zapowiada, że ciąg dalszy dopisze mu życie. Trzeba mu wierzyć, bo takie graficzno-filozoficzne perełki w polskim komiksie nie zdarzają się bowiem zbyt często.
|
autor recenzji:
Mamoń
27.04.2016, 14:09 |