Tak, jak urywa się powieść, tak też urywa się komiks „Zamek”. Autorzy adaptacji – David Zane Marowitz i Jaromir 99 – zatrzymali się w tym samym miejscu, co Franz Kafka. Pozostawiając czytelnika z mnóstwem pytań i niedomówień. I głową pełną przemyśleń.
„Zamek stał nieruchomo jak zawsze, powoli ginąc w mroku. Wciąż nie było widać żadnych oznak życia i K. z trudem oswajał wzrok z taka niezmiennością. Im bardziej się wpatrywał, tym mniej widział, tym bardziej wszystko rozpływało się w nicość”. Zamek… Niedostępny, otoczony tajemnicą. Miejsce, które podporządkowało sobie tych, którzy znaleźli się w ulokowanym tuż pod nim miasteczku. Społeczność, w której pewnego dnia pojawia się K. Geodeta wezwany przez „górę”. Nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo po co. W jednej chwili został on wrzucony w świat pozwoleń (np. na pobyt), procedur i układów. On – niezależny – w jednej chwili staje się zależnym. Od niejakiego Klamma, dziwnego łącznika pomiędzy zamkiem a ludźmi. Od urzędników, których niemoc Jaromir 99 pokazuje, rysując ich nie w biurach, ale leżących w piżamach w łóżku. Od kochanek, które zaczynają go otaczać, od dziwnych pomocników. Od zamku…
Dewiza K. brzmi: „Życie w zamku jest nie dla mnie. Chcę pozostać niezależnym”. W nowej rzeczywistości zderza się z prowincjonalnym miasteczkiem, gdzie każdy wie wszystko o każdym. „Puszczasz dobre rady mimo uszu” – słyszy któregoś razu. Innego dnia: „Jesteś nikim, przybyszem z zewnątrz”. Można dodać jeszcze: Jesteś geodetą bez zajęcia. Zależnym od nas małym, nic nie znaczącym trybikiem… I choć Kafka pisał „Zamek” już prawie przed stu laty, przedstawiony przez niego mechanizm działania wciąż pozostaje aktualny. Nieźle mają się „zamki”, nieźle mają się też ludzie pokroju Klamma i urzędnicy na ich usługach. Albo jesteś w „zamku” (czytaj: układzie, systemie wzajemnych powiązań) albo jesteś jak K., jak ten geodeta, który pewnego dnia pojawia się na podzamczu (czytaj: dla układu jesteś nikim).
David Mairowitz nie eksperymentował z tekstem oryginału. Więcej do powiedzenia miał Jaromir 99. Porównując „Zamek” do trylogii „Alois Nebel”, widać, że rysownik jeszcze bardziej rozwinął swój styl (początkowo porównywany był z Frankiem Millerem, gdyż jego grafiki przywoływały na myśl serię „Sin City”). Jego kreska – plama - stała się też bardziej ostra, bardziej kanciasta. Do dwóch barw – czerni i bieli – dorzucił szarości, które dodają jeszcze poczucia beznadziei towarzyszącej K. podczas jego wizyty na podzamczu.
Przełożenie Kafki na komiks wydaje się być wręcz niemożliwe. W dodatku przełożenie powieści, która nie została ukończona. A jednak „Zamek” jako komiks się ukazał. I – po lekturze – mogę stwierdzić, że nie niemożliwe nie dość, że stało się możliwym, to jeszcze stało się dobrą adaptacją. Eksperyment, jakim był komiksowy „Zamek” należy więc ocenić na plus.
|
autor recenzji:
Mamoń
22.03.2015, 14:06 |