|   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
Wielkie Archiwum Komiksu

RECENZJA WYBRANEJ POZYCJI

1327
Z archiwum Jerzego Wróblewskiego #4 - Przygody Szeregowca Kromki [2014]
seria / numer:
tytuł:
Przygody Szeregowca Kromki
rodzaj pozycji:
scenariusz:
rysunki:
format wydania:
295 x 210 mm
rodzaj papieru:
kredowy
rodzaj oprawy:
miękka
rodzaj druku:
czarno-biały
liczba stron:
40
wydawca polski / rok wydania:
Ongrys 2014
wydawca oryginału:
nie dotyczy
cena:
26,90 zł
podziel się recenzją:
recenzje do pozycji [1]:

Mistrz Jerzy Wróblewski, klasyk polskiego komiksu, urodził się w Inowrocławiu, ale  na równi ukochał Bydgoszcz. Przez całe swoje chwalebne życie uważano go za geniusza, był w stanie narysować - namalować wszystko, w każdym stylu graficznym. Jego talent był niesamowity, a warsztat nietuzinkowy. Potrafił połączyć precyzję wykonania z szybkością pracy. Do niedawna Jerzy Wróblewski dla nowych komiksiarzy był tylko prehistorią polskiego komiksu, nie mogli oni zakupić jego porządnie wydanych komiksów, i nie rozumieli zachwytów nad jego pracami.

Pochylając się szczegółowo nad tym tematem. Z praktycznego punktu widzenia, było to spowodowane brakiem dostępu do starych edycji komiksów.
Po pierwsze kolorowe zeszyty drukowane w czasie komuny wydawano na najgorszym papierze. Nie raz brak papieru blokował opublikowanie kolejnego tomu. O czym wspominały np. w filmie "W ostatniej chwili - o komiksie w PRL-u" - takie tuzy komiksu jak; Grzegorz Rosiński, Szarlota Pawel, Janusz Christa, Tadeusz Raczkiewicz. (Niestety jest to szczera prawda. Publikacje z tamtych lat, które są źle przechowywane sypią się w dłoniach).
Po drugie lwią część swoich prac Jerzy Wróblewski tworzył dla gazet bulwarowych (kujawsko-pomorskich i lubelskich), a w latach dziewięćdziesiątych wykonywał zeszyty dla nowo powstałych (jak grzyby pod deszczu) wydawnictw. Notabene, które równie szybko odchodziły w niebyt, zmierzywszy się z twardymi prawami rynku (i nadal jeszcze złej jakości papierem). Kto dziś kojarzy takie perełki Wróblewskiego jak; z serii "Biblia", czy też "Kupcy z kosmosu"?
Po trzecie wielu czytelników pasjonatów, którzy pomimo wiedzy, iż były jego paski komiksowe w "Dzienniku Wieczornym","Expresie Ilustrowanym", "Kurierze Lubelskim", "Świecie Młodych" nie mogła w całości zebrać ich wszystkich (z przyczyn znanych - braku dostępności, zniszczeń czasu). Po czwarte - komiksy w kompletnym stanie pozostały wyłącznie w zbiorach kilku bibliotek i małej grupki ultra kolekcjonerów.

Na szczęście dzięki staraniom zapaleńców, miłośników, fascynatów, których pozwolę sobie wymienić z imienia i nazwiska: Magdaleny Bochniak, Macieja Kowalskiego, Tomasza Szali, Marka Misiory, Szymona Szali, Andrzeja Janickiego, a przede wszystkim wydawnictwa Ongrys - Leszka Kaczanowskiego i bardzo pracochłonnym (wręcz niekiedy Benedyktyńskim) działaniom rekonstruktora Macieja Jasińskiego zostają one stopniowo przywrócone komiksowemu światu.

W serii "Z archiwum Jerzego Wróblewskiego", z regularnością dwa albumiki na rok, na samym początku będą publikowane komiksy gazetowe, które nie doczekały się zbiorczego wydania, choć już w trzecim albumie pojawiła się niespodzianka. Premierowy komiks "My nigdy nie śpimy" na podstawie scenariusza Andrzeja Janickiego.

Po albumiku "James Hart / Nie z tej ziemi", po ukochanych Jerzego Wróblewskiego westernach "Tom Texas / Rycerze prerii" i po trzecim "Skarb Irokezów. / My nigdy nie śpimy", na 25 MFKiG zaprezentowano zeszytowe wydanie "Przygód szeregowca Kromki".

Publikacja zbiera 101 humorystycznych pasków z hecami szeregowca Kromki, uzupełnionych kilkoma jedno kadrowymi rysunkami satyrycznymi. Były one drukowane na łamach wojskowej gazety codziennej "Żołnierz Polski Ludowej" w latach 1962-64. Trzeba tu nadmienić, iż pismo to było dystrybuowane wyłącznie dla żołnierzy "Pomorskiego Okręgu Wojskowego". Czyli docierało do Bydgoszczy, Gdańska, Koszalina i Szczecina, i wszystkich jednostek wojskowych w obrębie tych miast i wyłącznie tego okręgu. Recenzentowi po tylu latach udało się zdobyć zaledwie dwa numery w toruńskim antykwariacie, a przecież była to gazeta codzienna. Historia powstania tej publikacji jest interesująca. Jerzy Wróblewski dostał powołanie - do obowiązkowej służby wojskowej. Związany już od 1959 roku z "Dziennikiem Wieczornym" musiał na dwa lata powędrować w kamasze. Na szczęście dla niego w czasach komunistycznych wiele spraw można było załatwić w inny sposób. Gdy okazało się, iż Jerzy Wróblewski zamiast rysować, biega z karabinem i strzela do makiet żołnierzy amerykańskich, szybko zainterweniował u gen. dyw. Zygmunta Huszczy ówczesny redaktor naczelny "Dziennika Wieczornego". Dzięki czemu, z góry ustalając jego "zadania propagandowe" przeniesiono Wróblewskiego do jednostki wojskowej w Bydgoszczy, i w ciągu dnia rysował dla obydwu gazet.
Praca, takie zadnia wcale dla niego nie okazały się lżejsze. Nie dość, że rysował opowieści i żarty obrazkowe, musiał jeszcze uczestniczyć w składaniu codziennej wojskowej gazety. Gdy kadra dowodząca zobaczyła jak jest wszechstronnym uzdolnionym, pracowitym artystą od razu nie omieszkała wykorzystać jego zdolności do maksimum. Po odbytym wojsku, i kolejnym powrocie do Bydgoszczy w 1966 roku, po raz kolejny "militarni" sięgnęli po jego usługi. Jerzy Wróblewski dostał propozycje nie do odrzucenia i znowu, już jako cywil przez rok rysował dla „Żołnierza Polski Ludowej”. W tym albumiku dostajemy pierwszą część jego artystycznej drogi wojskowej, czyli przygody "Szeregowca Kromki". Jak zapowiedział Maciej Jasiński, na łamach "Z archiwum..." pojawi się także w przyszłości (wykonywana już w cywilu kontynuacja) "Szeregowiec Rakieta". Ze względu na ilość materiałów prawdopodobnie w dwóch albumach.

Czas więc na przybliżenie zawartości najnowszego numeru "Z archiwum Jerzego Wróblewskiego. Przygód szeregowca Kromki".

Szeregowy Aloś Kromka pilnuje dzielnie - na warcie (zdezelowanego sprzętu wojskowego), a w kolejce miejsca do stołówki. Salutuje, a jakże (kolejarzom), a w przerwach pomiędzy musztrą, robi psoty kolegom. Zastanawia się, jak uciec od roboty (w komunizmie olewa robotę -wow!) i ustala jak to możliwe, że życie w koszarach jest tak monotonne i nudne. Marzy tylko o jednym - o przepustce, pięknej kobiecie i leniuchowaniu. Istny chłopek - roztropek. Jednocześnie jest to bardzo sympatyczny, cwany chojrak. Czytając komiks od razu wiemy jaka jest grupa docelowa, do kogo został ówcześnie skierowany ten tytuł. Czyli poborowego syna, chłoporobotnika, syna rolnika. W myśl ówczesnej zasady "w wojsku człowiek nie myśli samodzielnie, tylko wykonuje rozkazy, a potem pracuje na polu dla dobra narodu". Komunizm. Co interesujące, Wróblewskiemu udało się odejść od nachalnej propagandowości. Nauczony doświadczeniami z pracy w gazecie codziennej, gdzie jakby w swoistym azylu mógł tworzyć "znienawidzone przez PRL komiksy". Nauczył się tam obserwacji, oceny prawdy i dziennikarstwa. Dlatego też przygody szeregowca mają w sobie wiele dystansu, i dlatego znając realia co chwilę uśmiechamy się czytając ten albumik. Dojrzały czytelnik nie raz zastanowi się, "jak to było możliwe, iż to i to przepuściła cenzura"? A przepuściła i pewnie sama się z tego śmiała.
W Polsce był to czas malutkiej odwilży. Do 1956 roku dowódcami Pomorskiego Okręgu Wojskowego byli wyłącznie Rosjanie, po tym roku już Polacy. Jedną z przyczyn odwilży była śmierć Stalina. Wszystko się zaczęło zmieniać, powstawały takie interesujące filmy jak: "Kanał" w reżyserii Andrzeja Wajdy, albo "Eroica" w reżyserii Andrzeja Munka. Głównym wrogiem ludu pracującego stał się znienawidzony zachód, stonka, ale również nastąpiła pierwsza transformacja, tzn. komiksy stały się wtedy kolorowymi zeszytami akceptowanymi przez partię i używanymi przez propagandę. Jerzy Wróblewski (kochał kino potrafił oglądać zachodnie filmy w kinie kilka razy w tygodniu), ciągle szukał i potrafił mieć inne spojrzenie na świat (rożne niż linia partii), miał otwartą głowę i pokazał, a wręcz przemycił to spojrzenie także w "Szeregowcu Kromce". W komiksie o tak nieskomplikowanej grafice i fabule, ukrył kilka osobistych podtekstów. W cztery lub trzy kadrowe paski wprowadzał kompletną historyjkę, zamkniętą i prostą, lecz nie zawsze prostacką opowiastkę. Potrafił przenieść koszarowy humor, wyśmiewać się z kadry oficerskiej, zasad wojskowych, wiecznych oszczędności na wszystkim, a były to czasy wielkiego kryzysu i stonki. Paski gdzie nasz Kromka puszcza do biegu żołnierzy strzałem z tutki (tłumaczę papierowej torebki), zamiast strzelać z pistoletu startowego (po co marnować nabój), lub pokazywanie strachu przed żandarmerią wojskową, co chwilę puszczanie oka w sprawie przydziałów, jest kwintesencją i czystym "nabijaniem się" z zasad i samej instytucji PRLu. Najlepszy jest strip ze strony 31, gdzie autor śmieje się sam ze siebie, czyli z pracy w gazecie (gazetach), równocześnie te trzy kadry dla tamtego czytelnika - wojaka były tylko śmianiem się z gazetek ściennych szkolno-wojskowych. "Cenzura znowu spała, piła, albo się śmiała".
Jest także coś w Alosiu ze Szwejka, ten sam trepowy humor, lecz na pewno Kromka nie należy do wojskowej grupy ukrytych intelektualistów pacyfistów. Aloś raczej należy do grupy zaradnych życiowo małych polskich tanich drani (znanych z Kabaretu Starszych Panów).
Od zawsze na kartach literatury, i komiksów pojawiają się tego typu bohaterowie . Czasem szlachetni, czasem naiwni (jak głupi Jaś), zredukowani do morału.
Równocześnie komiks ten ma coś w sobie z "barejowskiego klimatu", czyli kombinowania, "spryciarstwa", nie poddawania się przykazom, nakazom, robienia na przekór (dowódcom i władzom). Tak naprawdę, to kwintesencja polskości w PRLu, przerysowanego napuchniętego pierwszymi sekretarzami polskiego komunizmu, czyli tak jak z filmów... Stanisława Barei. Na marginesie  nasuwa się taka dygresja. Dzięki własnie tym "nieposłusznym cechom", wszystkim nam - Polakom udało się obalić komunizm, lecz nie koniecznie wyżej wymienione cechy sprawdzają się w kapitalizmie. Wracając do clou. Z fabuły nie dowiemy się niczego konkretnego o Kromce, kim jest, gdzie mieszka, itp itd, bo i nie o to chodziło w tym komiksie autorowi. Komiks miał być prosty, stripowy w czytelnym groteskowym rysunku. Wróblewski rysował go jednym czystym pociągnięciem piórka. Troszkę przypomina kreską dzieła Mariana Walentynowicza, ale także Georges'a Remi. Ma coś także z publikowanych w tych czasach żartów rysunkowych i rysunkowych książeczek propagandowych z Ministerstwa Obrony Narodowej (a dokładnie tych, do których scenariusz pisał Zbigniew Damski, a rysunki wykonywał Piotr Borowy).


Jerzy Wróblewski na pewno musiał dostosować się do już wcześniej nakreślonych standardów MON. Przecież po jego służbie wojskowej, mniej utalentowany grafik płynnie powinien był przejąc schedę po nim. Musiało to być dla nich jednak trudne,  skoro Wróblewski (już w cywilu) dostał od wojska dodatkowe powołanie i zlecenie na komiksy. "Ciągłość rysunku, jak ciągłość partii musi być zachowana". Propagandowe hasła były wszędzie, a on nie dawał się propagandzie, i propozycje przyjął. (Efekty tej współpracy obejrzymy w kolejnych tomach "Z archiwum..."). Co ciekawe działania Wróblewskiego musiały zostać zauważone "na wyższych stołkach" w szerszym aspekcie, ponieważ w kilka lat później w armii pojawiły się "wojskowe instrukcje obsługi", które tym razem wypisz i wymaluj przypominały w kresce i układzie parakomiksy rysowane przez Mistrza Jerzego, a mowa tu o "Elementarzach żołnierza", "Żołnierskim elementarzu Artylerii i Strzelectwa" itp.

Podsumowując! Album wydano w tym samym standardzie jak poprzednie, (choć w tym numerze dodano paginację). Prezentuje się bardzo estetycznie i zadbano o każdy element rzemiosła edytorskiego. Dostosowano idealnie papier, publikacja wygląda tak, jakby wczoraj została narysowana. Maciej Jasiński spisał się na medal, i dzięki niemu prezentuje się ponownie blask czystej kreski Mistrza. "Przygody szeregowca Kromki" godnie przetrwały próbę czasu. Nie jeden czytelnik, który sięgnie po tę publikację, jeszcze długo będzie trzymał się za brzuch. Ze śmiechu. Aczkolwiek inny uśmiechnie się tylko kilka razy, ale nie będzie wśród czytających ani jednej osoby która przejdzie obok tego obojętnie.

Na sam koniec - co najmniej sześćdziesiąt cztery opowieści Mistrza Jerzego Wróblewskiego czekają jeszcze do odkrycia. Jest ogromna szansa i nadzieja, iż najlepszy polski edytor, publikowania polskiego klasycznego komiksu (ostatnio wznawia Kapitana Żbika) - wydawnictwo Ongrys będzie konsekwentnie kontynuować tą misję. Misję przybliżania dziedzictwa polskiego komiksu.
Mam nadzieję, że krajowe instytucje jeszcze bardziej zauważą tak wybitne przedsięwzięcie i podobne im projekty, i jeszcze mocniej pomogą (grupie Ongrysa, Adamowi Ruskowi z Biblioteki Narodowej, i innym wydawcom komiksowym) w ich realizacji. Dzięki temu, efekty tych działań, na pewno odkryją i docenią również przyszłe pokolenia Polaków.

Zdecydowanie polecam!

autor recenzji:
Dariusz Cybulski
25.10.2014, 01:57

RECENZENCI

BroosLi
[7]
Charles Monroe
[17]
Chudi_X
[3]
Dariusz Cybulski
[440]
Edward Weaver
[2]
Joan_Johnson
[1]
Mamoń
[1014]
McAgnes
[1]
Modli
[1]
MonimePL
[146]
Percival
[2]
Ronin
[3]
Warlock
[4]
wkp
[2366]
KOMIKSY, MANGI, CZASOPISMA, KSIĄŻKI, ARTBOOKI, FIGURKI, GADŻETY I INNE
Komiksiarnia
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Przypominamy, iż do czasu uzupełnienia bazy danych nowej wersji strony informacje o starszych pozycjach znajdziecie na łamach poprzedniej wersji witryny:
Old WAK!
Copyright © 1997-2024 WAK - Wielkie Archiwum Komiksu | Strona działa od 21 lipca 1997 | Idea, gfx & code: Warlock | Stan odwiedzin: 4711499
Copyright © 1997-2024 WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
Start witryny: 21 lipca 1997 | Idea, gfx & code: Warlock
Stan odwiedzin: 4711499