KOMIKSY NIE TYLKO NA „NIE”
Drugi tom „Komiksów na NIE” przynosi pewne odświeżenie w stosunku do pierwszego. Tym razem humoreski drukowane w tytułowym lewicowym tygodniku zajmują tylko 2/3 albumu, reszta to shorty z portalu fakt.pl. Oczywiście wszystko zachowane zostało w podobnym tonie (choć są łagodniejsze i dłuższe), odmiany więc większej nie ma, ale zawsze to coś nieco innego. Mimo to album nadal pokazuje jak nietrwałe są przekonania autora, który to właśnie na nich oparł całą swoją twórczość.
Kongres Lewicy. Ubój rytualny. Terroryści wysadzający sejm. In vitro. Żydzi. Papież Franciszek. PiS. Religia. Obama. Rosja nie chcąca polskich jabłek. PO. Pogrzeb Jaruzelskiego. Dąbrowski tematów do wyśmiania ma wiele, ale to tylko pozory. Wszystko to jest monotematyczne, nie tak ostre jakby tego chciał sam autor i przede wszystkim pozbawione satyrycznego zacięcia. Bo prawdziwa satyra nie polega na wyśmiewaniu się z czegoś za pomocą żartów na poziomie średnio rozgarniętego gimnazjalisty, który chyba nie ogarnął nawet samej idei satyry, a skłonieniu do myślenia. Wytknięciu czegoś, zauważeniu jakiejś prawdy, napiętnowaniu tak, by odbiorca zaśmiał się i przyznał rację, a tego tutaj niestety nie ma. Same pointy natomiast najczęściej nie są ani trafione, ani zabawne.
Przyznam, że sięgając po „Komiksy na NIE” nie do końca tego się spodziewałem. O ile jednak jeszcze pierwszy tom miał sporo dobrych momentów, o tyle drugi wydaje się już całkiem wysilony. Pomysłów na shorty Dąbrowski chyba nie miał w ogóle, jakieś tam sytuacje podpatrzył w mediach, ale zabrakło mu inwencji i talentu by dobrze je poprowadzić. Tradycyjnie nieudolne są też żarty z religii. Autor, jak chyba wszyscy obśmiewający samą ideę religii, atakuje tylko i wyłącznie chrześcijaństwo. A i to robi w sposób infantylny, naiwny i daleki od chęci ukazania czegoś więcej. Czyżby nie posiadał wiedzy pozwalającej mu na poruszanie tematyki innych wyznań (co rodzi pytanie czy posiada jakąkolwiek w tym temacie, bo szczerze w to wątpię…)? A może jest po prostu naiwnym hipokrytą? Cóż, każdy myślący czytelnik sam odpowie sobie na to pytanie.
Po raz kolejny Dąbrowski udowadnia także, że jego przekonania nie są takie, jakimi je przedstawia. Walka z wszelką polityką, anarchizm, tracą rację bytu, kiedy autor opowiada się po jednej ze stron, a tworzenie dla lewicowego magazynu tym właśnie jest. Dąbrowski przekonał się, że ideologią nie zapełni żołądka, ale trzyma się jej wciąż, choć sam ją zdradził i nawet nieprzekonująco udaje, że pozostał jednak wierny. Jak ten punk wojujący z systemem za pomocą postów, które wrzuca do sieci… siedząc za biurkiem na ciepłej posadce, uniżenie usługując szefowi. Szkoda, bo autor miał zadatki na ciekawszego twórcę niż jest obecnie. Dobrze jednak, że jego „Likwidator” wciąż ma coś do zaoferowania – może więc niech Dąbrowski pozostanie przy tworzeniu jego przygód? W końcu rysuje znakomicie i nawet w tym albumie miewa przebłyski inwencji.
|
autor recenzji:
wkp
06.09.2017, 14:14 |