Kilka dni temu pisałem o „Strefie bezpieczeństwa Goražde”. To teraz czas na kolejny dziennik wojenny, który stworzył Joe Sacco. Czas na „Palestynę”.
Komiks, którego scenariusz znów napisało życie. Scenariusz realistyczny, brutalny. Podobny zresztą właśnie do „Strefy bezpieczeństwa Goražde”, w której Sacco pokazał absurd konfliktów etnicznych w Bośni i Hercegowinie. Również w „Palestynie” Sacco nie owija w bawełnę. Na około 290 stronach opowiada o tym, co zobaczył i co usłyszał w Kairze, Jerozolimie, Nablusie, Hebronie…
Sacco odwiedził Bliski Wschód na przełomie 1991 i 92 roku, kilka miesięcy po Intifadzie - pierwszym upomnieniu się Palestyńczyków o swoje prawa. Zaglądał do obozów, domów, krążył po zakamarkach miasta, dając się naciągać przy tym na parę szekli pseudoprzewodnikom. Jak sam mówi na kartach komiksu, wraz z japońskim fotoreporterem Saburo „chcą twarzy bólu”. Historii tych, którzy dziś „płacą za śmierć Żydów”. Chcą więc słuchać opowieści o wypędzeniach, pobiciach za rzekome obrzucanie kamieniami Żydów, ścinaniu drzewek oliwnych, z których utrzymują się Palestyńczycy. Opowieści o zniszczonych wioskach, więzieniach, dzieciakach postrzelonych na szkolnym podwórku… Opowieści, jakich nie brakuje np. w obozie dla uchodźców Balata położonym na Zachodnim Brzegu Jordanu.
Sacco, zanim zabrał się za rysowanie, wykonał kawał roboty. Zjechał kawał Izraela. Poznał tych, którzy stoją po obu stronach konfliktu - choć bliżej mu do Palestyńczyków (to jeszcze jeden cytat: „Palestyńczycy powinni mieć własne państwo, by móc je samemu spieprzyć”). A potem stworzył komiks, który nie jest łatwą lekturą. Nie tylko ze względu na tematykę.
Komiks momentami wydaje się być przegadany – kilka stron wygląda jak reportaż gazetowy, uzupełniony pojedynczymi narysowanymi „zdjęciami”. Nie zmienia to jednak faktu, że „Palestyna” to jeden z najważniejszych komiksowych reportaży. Dobrze, że możemy go przeczytać po polsku.
|
autor recenzji:
Mamoń
23.07.2015, 13:00 |