GHULEM BYĆ…
… nie jest łatwo. Jeszcze gorzej, gdy nie urodziło się jako przedstawiciel tego gatunku, tylko zostało nim przypadkiem. Cóż jednak pozostaje takiemu osobnikowi, jak nie odnaleźć się w nowym świecie i to tak, by nie zatracić swojego człowieczeństwa i nie sprzeciwić się własnym poglądom? O tym opowiada bestsellerowa i bardzo udana manga „Tokyo Ghoul”, której trzeci tom jeszcze podkręca tempo.
Po tragicznych wydarzeniach z poprzedniej części Kaneki postanowił nauczyć się władać swoim kagune, a Touka zgodziła się go szkolić. Jej trening, taki, jaki zresztą sama przeszła, nie należy do najlżejszych, chłopak jednak się nie poddaje. Kolejnym wyzwaniem narzuconym przez koleżankę okazuje się być wejście do siedziby BSG (Biura Śledczego do spraw Ghuli)! Składanie fałszywych doniesień o podejrzanych istotach to dobra okazja do wybadania wroga i usłyszenia kilku ciekawych informacji. Wszystko idzie jak należy, ale do czasu. Kiedy Touka zostają potrącona przez jednego z inspektorów, ten, zauważywszy ranę na jej ręku, słusznie zaczyna podejrzewać, że to z nią niedawno stoczył walkę. Postanawia więc przeprowadzić oboje przez bramkę, która wykrywa w ciele cząsteczki RC, jakich ghule mają dwukrotnie więcej, niż ludzie. Czy coś będzie w stanie uratować ich z sytuacji bez wyjścia?
Uwielbiam takie seriale, jak „Breaking Bad” z wielu powodów, a jednym z nich jest fakt, że twórcy dokładają starań by postawić bohaterów w obliczu zagrożenia, przed którym nie ma ratunku, a potem w jakiś sposób ich ocalić. Podobny zabieg stosuje w trzecim tomie „Tokyo Ghoul” Sui Ishida, do niezbędnego minimum ograniczając „zwyczajne życie”, zastępując je szybką, krwawą akcją, pełną walk i emocji. Oczywiście nie brakuje też grozy ani wzruszeń, bohaterów tradycyjnie dosięgają także dylematy moralne, a przy okazji wyjaśnia się kilka rzeczy (jak choćby pochodzenie tajemniczej borni, którą władają funkcjonariusze BSG), oraz pojawiają nowe pytania. Jaka jest przeszłość Touki? Co wydarzyło się w życiu jednego z inspektorów? Na odpowiedzi jak zwykle trzeba poczekać, ale dalsze tomy zapowiadają się intrygująco. Szczególnie, że Kaneki przekracza kolejne granice, dając upust tej części swojej natury, która należy do ghula.
Graficznie tym razem „Tokyo Ghoul” jest nieco mroczniejszy, niż poprzedni tom. Więcej mamy tutaj sekwencji dziejących się nocą, pojedynki nie są może bardziej krwawe, ale jest ich więcej, a dodatkowo maska Kanekiego robi spore wrażenie. Tradycyjnie już mamy też dopracowane w najdrobniejszych szczegółach tła i delikatne, drobne, filigranowe wręcz, ale twarde bohaterki. W skrócie: ilustracje są bardzo przyjemne dla oka, a czasem wręcz potrafią zachwycić.
I cóż zostaje dodać na koniec? Chyba tylko tyle, że jeśli lubicie krwawe i lekkie horrory (a właściwie historie urban fantasy, balansujące na granicy grozy, bo do takich realiów coraz bliżej tej serii), których akcja pędzi na złamanie karku, będziecie bawić się znakomicie. Polecam.
|
autor recenzji:
wkp
15.05.2017, 07:00 |