Swoją wersję początków Batmana - ale i komisarza Gordona - przestawia w albumie „Batman. Rok pierwszy” Frank Miller. Smakuje znakomicie.

Millera fanom komiksu przedstawiać nie trzeba. To twórca m.in. „Elektry”, „300”, zeszytów z Daredevilem czy siedmioczęściowej serii „Sin City” (jej część została zekranizowana). W świecie Batmana dał się poznać jako autor „Powrotu Mrocznego Rycerza” oraz kontynuacji cyklu zatytułowanej „Mroczny Rycerz Kontratakuje”. Na swym koncie ma też udaną, czterozeszytową serię „Batman. Rok pierwszy”. I dziś właśnie o niej kilka słów.

Wiadomo, że Gotham City to miasto zła. Jeszcze bez swego obrońcy i bez charyzmatycznego szefa lokalnej policji. Bruce Wayne - milioner, który przed laty stracił rodziców - dopiero wraca na stare śmieci. Gordon też dopiero stawia pierwsze kroki w nowym miejscu. I jeden, i drugi poznają środowisko. Obserwują je, próbują swych sił. Nie zawsze z pozytywnym skutkiem. Nie zawsze bowiem przyjaciel okazuje się naprawdę nim być... Standard. Pierwszy z nich wie, że chce pomścić zabitych rodziców. Drugi... Rozdarty między pracą a zakładaną właśnie rodziną (ale i kochanką) dostaje pierwsze zadania. Obaj debiutują. I w Gotham, i na komiksowej scenie.

Ich ścieżki splata właśnie Frank Miller. Układając scenariusz tworzy coś na wzór dziennika. Z datami i scenami poszczególnych wzlotów i - to częściej - upadków. Tak jednego, jak i drugiego. Przy okazji zaś wprowadza na scenę kolejne postaci, które czytelnik zna z późniejszych wcieleń. Myślę o Two Face (tu jeszcze jako Harvey Dent) oraz Catwoman (złodziejka Selina). Rysujący pierwszy rok David Mazzucchelli kreską a Richmond Lewis kolorystyką stworzyli plansze przypominające te z „Powrotu Mrocznego Rycerza”. Miller zresztą podobnie prowadzi narrację. Skojarzenia są więc jak najbardziej wskazane.

Wydanie "Roku pierwszego" w serii DC Deluxe jest już drugą edycją tego komiksu po polsku. Pierwsze wydanie z 2003 roku jest już dawno niedostępne. Wznowienie było pożądane. Zważywszy, że to naprawdę dobre czytadło.