KTO JEST ŁOWCĄ, A KTO OFIARĄ
Pierwszy tom „Tokyo Ghoul” przedstawił nam świat, w którym role się odwróciły i to człowiek został zwierzyną. Kolejne pokazały, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej, w której relacje te są płynne, a zainteresowanych stron jest o wiele więcej. Teraz nadszedł czas na szalone i brutalne starcie, którego stawką jest wylądowanie na talerzu w roli dania głównego.
Kaneki cudem uszedł z życiem z restauracji dla ghuli, gdzie miał zostać zjedzony przez żądny nowych smaków tłum, jednak wydarzenia tamtej nocy upominają się o niego. Kiedy chłopaka odwiedza Kimi, prosząc o pomoc dla swojego ukochanego Nishio, Ken nie namyśla się długo. Niestety nim może cokolwiek zrobić, dziewczyna zostaje uprowadzona przez Smakosza, ten zaś gwarantuje, że nie zrobi jej krzywdy, ale chłopak musi zjawić się w wyznaczonym miejscu i… stać się głównym daniem, które zaspokoi jego chore pragnienia. Kaneki wraz z Nishio wyruszają ocalić Kimi, ale nawet obecność Touki, która zjawia się z pomocą niemal w ostatniej chwili, nie jest w stanie oddalić zagrożenia. Sytuacja z każdą chwila staje się coraz bardziej niebezpieczna, a wszystkie możliwości i tak prowadzą do tragedii…
Tradycyjnie już po spokojniejszym tomie nadeszła pora na szaleńczą akcję, dużo walk, krwi, emocji i poświęceń. Jednocześnie autor sięga wstecz, ukazując nam wiele wydarzeń z przeszłości. Poznajemy życie Nishio i to, jak stał się tym, kim jest obecnie, mamy też okazję śledzić wydarzenia z Rize w roli głównej. Na jaw wychodzą też nowe fakty, które stawiają kolejne pytania, ale odpowiedzi póki co na żadne nie widać. I tak właśnie powinno być.
Oczywiście 3/4 tego tomu to jedna wielka walka, którą tylko sporadycznie przerywają spokojniejsze momenty. O dziwo to nie Kaneki, Hishio ani nawet Smakosz są jej gwiazdami, choć każdy z nich ma swoje pięć minut (włącznie z Kimi), ale Touka, która daje popis swoich możliwości. Sceny z jej kagune są mroczne i piękne, a samo starcie należycie krwawe i dynamiczne. W tym tomie przybyło też więcej subtelnej erotyki (rozdział o przeszłości Rize), a także nie zabrakło okazji do spotkania inspektorów.
A wszystko to, oczywiście, tradycyjnie już znakomicie narysowane. Sui Ishida posuwa się tym razem nawet dalej, dopracowując splashpage’e i rozkładówki w najdrobniejszych szczegółach, dzięki czemu wszystko wygląda znakomicie i realistycznie. Listki, cegły, pnącza, rozpadające się rzeczy… Wiem, że autor posiłkował się tu komputerem, ale i tak robi to wielkie wrażenie.
Poza tym „Tokyo Ghoul” to manga, którą pochłania się w zastraszającym tempie. Wciąga, intryguje, owszem, to prosta, szybka rozrywka, mocna i brutalna, ale swoją rolę spełnia znakomicie. Ani przez chwile nie nudzi, trzyma poziom i czyta się jednym tchem. Polecam.
|
autor recenzji:
wkp
16.05.2017, 07:49 |