Komiksowa opowieść mknie, a wręcz pędzi niczym dyliżans otoczony przez Indian, a zaprezentowane gagi słowne i sytuacyjne są bardzo komiczne, a czasem mają w sobie coś z dawnego, ale jarego klimatu sensu nonsensu „Skąd się bierze woda sodowa i nie tylko” Tadeusza Baranowskiego. W sukurs temu zamysłowi podażą kreskówkowa szata graficzna. Oparta na czytelnej jednowymiarowej kresce i zobrazowanych nią prostych, ale nie prostackich, (wręcz uroczych), skojarzeniach z amerykańskim Dzikim Zachodem.
Dlatego przez cały czas czytania i oglądania dostajesz slapstickowy anturaż wielu sympatycznych bohaterów, którzy ziuuuu.... przelatują niczym łotrzykowie spod ciemnej gwiazdy wyrzucani z baru przez szeryfa, a akcja pędzi - niczym bandziory ścigające pociąg przez prerię, albo "obrabiające" bank miasteczka. W obrazach tych co rusz pojawiają się bizony i koniki - szczególnie ulubione i bardzo często rysowane - malowane w życiu codziennym przez Zygmunta Similaka. Zaprezentowane w komiksie (bardzo urokliwe) nie komputerowe kolory – utrzymane w szesnastu barwach - przywodzą na myśl kolorystykę z dawnych filmów animowanych ze "Studia Semafor". W czasie lektury zwraca się również uwagę na pewien zamysł artystyczny, czyli systematyczne oparcie każdej planszy na wrysowanych sześciu prostokątnych kadrach. Owa narzucona estetyka w połączeniu z czytelnymi, przezabawnymi dialogami daje całościowo efekt wielkiej spójności wyrazu artystycznego i tworzy radosny klimacik.
Dostajesz więc więc dziełko przezabawne, urocze - wydrukowane wysokim standardzie, w kolorze i w bardzo dobrej cenie, które warto posiadać w swoich zbiorach. Radocha przy czytaniu murowana!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
04.04.2017, 23:51 |